poniedziałek, 29 stycznia 2018

9. „Co czujesz do Hermiony Granger?”

Cztery dni spędzone z kotem poprawiły humor Hermionie. Mimo kilku rozerwanych poduszek, pogryzionych butów i kabli oraz pozaciąganych firanek kobieta była szczęśliwa, że wreszcie w jej domu nie było tak pusto. Nie nadała imienia kotu, gdyż obawiała się, że tak bardzo się do niego przywiąże, że nie będzie miała serca oddać go Ginny. Zwracała się do niego per „kocie”, bądź „mały”.  W ciągu czterech krótkich dni zdążyła się zakochać w jego dużych, miedzianych oczach i miękkim jak plusz szarym futerku.
– No, mały – zawołała. – To twoje ostatnie śniadanie tutaj. Najedz się porządnie, bo nie wiem kiedy dostaniesz obiad u nowej pani. – Mówiąc to pogładziła kota po grzbiecie. Ten zamruczał przeciągle i zabrał się za jedzenie.
Panna Granger zabrała się za sprzątanie domu, gdyż miała spędzić u Nottów dwa dni. Dwudziestego szóstego grudnia chciała odwiedzić swoich rodziców, więc przez najbliższe trzy dni w domu miała być tylko na dosłownie kilka chwil. A kto to widział, żeby perfekcyjna w każdym calu Hermiona Granger zostawiła swój dom w totalnym rozgardiaszu.
Około godziny piętnastej, gdy wszystkie pomieszczenia lśniły już czystością, ponownie nakarmiła kota i zabrała się za pakowanie torby. Myślała, że ubrania na trzy dni spokojnie zmieszczą się do jednej walizki, lecz kiedy dołączyła do tego prezenty, ledwo co udało jej się dosunąć zamek. Ucieszona swoją wygraną z suwakiem spojrzała na zegar, który wskazywał pięć po czwartej. Pobiegła do łazienki, by szybko się ogarnąć, gdyż u Ginny miała stawić się o siedemnastej.  
Kot z widocznym rozbawieniem w oczach obserwował poczynania kobiety, która biegała z sypialni do łazienki i z powrotem. Po kilku takich rundach to już stało się mniej zabawne, więc zajął się bardziej ciekawą dla niego czynnością, czyli innymi słowy, rozrywaniem poduszek, które Hermiona zdążyła naprawić.

***

Draco Malfoy z dnia na dzień coraz bardziej żałował decyzji o budowie tak dużego domu. Wtedy wydawało mu się, że taki rozmiar będzie idealny – przestronny, lecz niezbyt duży, w porównaniu do Malfoy Manor. Teraz jednak coraz bardziej przypominał jego rodzinny dwór. Wszędzie było cicho i ciemno. Bądź co bądź, zazdrościł swojej sąsiadce, Hermionie. Jej dom był malutki, jednak gdy do niego wszedł miał wrażenie, że jest u babci w domu. Było tak przytulnie i miło, mimo przeciągu, który spowodował wiatr wpadający przez zepsute okno. Chociaż Malfoy miał przyjaciół, to czuł się bardzo samotny. Gdy wraca się do domu, w którym nikt na ciebie nie czeka, czuje się tylko rozdzierającą serce pustkę. Choć można by przypuszczać, że Draco Malfoya takie rzeczy nie ruszają, to w środku czuł właśnie taki smutek i żal. Wiele razy łapał się na tym, że myślał o Hermionie, która w gruncie rzeczy też była równie samotna jak on. Bardzo rzadko zdarzało mu się widzieć, by miała jakiegoś gościa. Nie, żeby ją podglądał czy coś, ale akurat z okna jego salonu idealnie widać dom Granger, a w salonie właśnie najczęściej przesiadywał. Zazdrościł też Teodorowi, który w szkole był uznawany za samotnika, a jako pierwszy odnalazł miłość swojego życia, przynajmniej tak twierdził Nott. Często, by zabić czas rzucał się w wir pracy, a pracą jego było wypełnianie papierków, podpisywanie umów i kontraktów. Dzięki kontaktom i znajomościom jego ojca – Lucjusza, Draco siedział teraz na wygodnym stanowisku w Departamencie Magicznych Gier i Sportów. Mimo, iż uwielbiał Quidditcha, to wolał w niego grać aniżeli podpisywać jakieś tam umowy. Zgodził się jednak na tę pracę, by ojciec był zadowolony i nie narzekał bez przerwy jaki to nie jest zawiedziony tym, na kogo wyrósł jego jedyny syn.
Draco przeszedł z sypialni do kuchni, by przygotować sobie jakieś śniadanie. Spojrzał na godzinę i z westchnięciem stwierdził, że za parę godzin będzie musiał opuścić swój dom. W gruncie rzeczy nawet cieszył się na fakt, że przynajmniej dwa dni spędzi w lepszym towarzystwie niż telewizor, kanapa i stos papierów do przeczytania i zatwierdzenia. Jeszcze kilka lat temu nawet przez myśl by mu nie przyszło, że dwa dni spędzone w gronie dwóch byłych Gryfonek wywołają uśmiech na jego twarzy.
Równo o godzinie siedemnastej wyszedł przed dom, by się teleportować. Kątem oka zauważył, że jego sąsiadka zrobiła to samo.

***

Przed posiadłością Teodora pojawili się niemal równocześnie. Draco rzucił szybkie „cześć” i otworzył bramę, wpuszczając Hermionę jako pierwszą. Ta skinęła głową w podziękowaniu i przeszła obok blondyna z walizką w jednej i klatką z kotem w drugiej ręce. Zwierzę wydawało się być niezadowolone z podróży, gdyż miałczało przeraźliwie i drapało ostrymi pazurami w kratkę. Malfoy spojrzał na kota i wypalił:
– Fajny, a gdzie zgubiłaś tę rudą bestię, którą miałaś w Hogwarcie?
– Nie wiem, Ron prawdopodobnie go utopił.

Były Ślizgon zbity z tropu zdołał wydusić tylko niewyraźne „Przykro mi”. Sam nie wiedział po co w ogóle zaczynał tę rozmowę. To było jasne, że skoro przyszła z innym kotem, to tamtego już nie ma. Niepotrzebnie teraz będzie się tym zadręczała. Z resztą, dlaczego on się interesuje tym, o czym ona będzie myślała?
– Draco, co się z tobą dzieje? – zapytał sam siebie w myślach, wspinając się po schodach.
Drzwi otworzyła im Ginny, ubrana w czerwony sweter w renifery idealnie zlewający się z jej kolorem włosów. Uśmiechnęła się promiennie na ich widok i zaprosiła ich do środka. Hermiona zdążyła jeszcze szybko przykryć płaszczem klatkę z kotem, by Ginny jej nie zauważyła.
– Nareszcie jesteście! Blaise’a nadal nie ma, już myślałam, że nikt nie przyjdzie! – powiedziała panna Weasley. 
– No co, ty. Czy może być coś lepszego niż spędzenie świąt z dwoma uroczymi Gryfonkami? – odpowiedział jej Draco z dużym naciskiem na słowo „uroczymi”.
– Jest. Spędzenie świąt z trzema zabawnymi Ślizgonami – syknęła Hermiona z sarkazmem. 
– Dobra, już dobra! Chodźcie, zaprowadzę was do waszych pokoi, a zaraz spotkamy się w salonie – zakończyła Ginny.


Blaise jak zwykle spóźnił się godzinę, bo uważał, że gdy on przybywał, już wszyscy powinni być i oczekiwać najważniejszego gościa, czyli jego. Kiedy cała piątka była już w komplecie, rozsiedli się wygodnie na kanapach w salonie. Ginny przygotowała różne przekąski oraz napoje, by jej goście nie umarli z głodu przed kolacją. W pomieszczeniu, w którym siedzieli znajdowała się piękna, duża choinka. Ozdobiona była w kolorach złota, srebra, czerwieni i zieleni. Miało to nawiązywać do byłych domów pary – Gryffindoru i Slytherinu. Mimo, że uważano, że Gryfoni i Ślizgoni są największymi wrogami w Hogwarcie, to kolory ich herbów idealnie się ze sobą zgrywały. Choinka ubrana w takie barwy prezentowała się nadzwyczaj elegancko i świątecznie. Na rozkaz Ginny wszystkie prezenty znalazły się pod drzewkiem. Wszystkie, oprócz jednego – kota, który miał być podarunkiem dla gospodyni domu i który właśnie demolował wesoło nowy pokój swojej tymczasowej pani.
– No to co, zdecydowaliście? – zapytała Ginny Hermionę i Draco. 
– Zdecydowaliśmy na co? – odpowiedziała pytaniem zdumiona szatynka.
– Na to, że pójdziecie na nasz ślub razem.

Spojrzenia Malfoya i Granger spotkały się. Zarówno jego, jak i jej oczy wyrażały zdziwienie i zażenowanie pytaniem Rudej. Szatynka gorączkowo myślała nad odpowiedzią i choć wiedziała, że i tak nie ma z kim pójść, to z Malfoyem nie pójdzie. Od pewnego czasu zachowywał się dość dziwnie. A co, jeśli ma początki jakiejś choroby psychicznej i coś jej zrobi? W sumie, jak i tak będą tam razem, więc prawdopodobieństwo tego, że zostanie zamordowana przez chorego psychicznie blondyna jest równie duże jak przyjdą osobno. Raz kozie śmierć, co szkodzi spróbować.
Hermiona odezwała się w tym samym momencie, co Draco.
– Teoretycznie mogłabym…
– W sumie, co mi tam…

– To wspaniale! – Klasnęła w ręce Ginny. – Będziecie się razem świetnie bawić! 
Odpowiedział jej tylko cichy pomruk, który brzmiał trochę jak „jasne…”.  Jednak w głębi serca oboje odetchnęli z ulgą. Hermiona dlatego, że nie przyjdzie sama i utrze nosa byłemu narzeczonemu, a Draco dlatego, że w jego głowie pojawiły się dziwne, niespotykane dotąd myśli na temat Granger.

Nie dane im było jednak długo rozmyślać nad nową sytuacją, gdyż Ginny oznajmiła, że kolacja jest już gotowa. Wszyscy więc zasiedli do stołu w jadalni i zabrali się do jedzenia.
Po wyśmienitej kolacji, gdy atmosfera nieco się rozluźniła, a towarzystwo było już nieco wstawione, Blaise zaproponował, by zagrać w magiczną grę, którą niedawno zakupił. Jako, że Hermiona pod wpływem alkoholu była skora do wszelakich zabaw tego typu, nie stawiała oporu i chętnie się zgodziła.
Przenieśli się na kanapę, a Blaise położył na stoliku coś co wyglądało jak butelka. Wszyscy spojrzeli na niego z niedowierzaniem.
– Serio, Blaise? Wydałeś dwadzieścia galeonów na zwykłą butelkę? – zakpił Draco. – Wiedziałem, że jesteś naiwny, ale nie aż tak.
– Spokojnie, już wam tłumaczę zasady. Jest to magiczna wersja prawdy czy wyzwania. Butelka kręci się tylko wtedy, gdy dana osoba odpowie zgodnie z prawdą na pytanie. Są cztery rundy, w trakcie których nikt nie może zrezygnować, bo w przeciwnym razie coś się stanie. Nie pamiętam co, bo nie doczytałem, a instrukcję wyrzuciłem – zaśmiał się głupkowato. – Wracając, w każdej rundzie butelka kręci się tyle razy, ile osób gra. Nie wymyślamy pytań, butelka sama nam je zadaje. Pytania będą pokazywać się na stoliku, przed osobą, która wcześniej odpowiadała. To chyba tyle, a no i zapomniałbym! Teraz musimy wyciągnąć różdżki i nad butelką wypowiedzieć swoje imiona, dobra?
Wszyscy skinęli głowami i wyciągnęli różdżki. Po chwili gra się rozpoczęła.
„Z iloma osobami się całowałeś przed Ginny Weasley?” – Blaise przeczytał pytanie skierowane do Notta.
– Z trzema. – Butelka nie zakręciła się, co oznaczało, że Nott kłamał. – No dobra, z czterema… – Butelka nadal leżała bez ruchu. – Na Merlina! Z dziesięcioma, ok?!
Na szczęście Teodora jego odpowiedź została zatwierdzona, a butelka wykonała parę obrotów i zatrzymała się na Hermionie.
„Czy kochasz Ronalda Weasleya?”
– Co to są za pytania?! Oczywiście, że nie kocham! – warknęła.
Kolejna była Ginny, dla której pytaniem było: „Z iloma mężczyznami poszłaś do łóżka w trakcie swojej dwuletniej nieobecności?”. 

– Co? Blaise skąd wytrzasnąłeś tą grę? Takie pytania są nie na miejscu! – krzyknęła Weasley.
– Z normalnego sklepu! Odpowiedz, przecież nie mogło ich być tak dużo.
– A niech cię, Blaise… Z dwudziestoma. 
Zszokowane oczy wszystkich skierowały się w jej stronę.

– No, nie spodziewałem się, że z ciebie taka kocica, Weasley – zadrwił Draco. 
– Zamknij się, Malfoy.

Teodor siedział skonsternowany i zdawał się być wyłączony z dyskusji. Prawdopodobnie było to skutkiem szoku, jaki doznał po nowej wiadomości o jego przyszłej żonie. Nie chciał jednak wszczynać kłótni, tym bardziej przy przyjaciołach. Schował więc dumę do kieszeni i ze spokojem oznajmił, że butelka wskazuje teraz na Draco.
„Co się stało z psem, którego miałeś w wieku pięciu lat?”
Nagle z twarzy Malfoya spełzł jego typowy, drwiący wyraz. Pojawił się natomiast sztuczny, wymuszony uśmiech. Odchrząknął, po czym odpowiedział.
– Ojciec rzucił w niego Avadą, po tym jak mnie podrapał podczas zabawy.
Zapanowała cisza. Wszyscy nagle zdali sobie sprawę z tego, że butelka wyciąga na światło dzienne najskrytsze sekrety i tajemnice uczestników oraz sprawy, o których nie chcą rozmawiać. Gra już nie wydawała się taka atrakcyjna jak na początku.
Butelka zakręciła się i wypadło na jedyną osobę, która jeszcze nie odpowiadała – Blaise’a.
„Gdzie masz tatuaż?”
– Serio? My mamy pytania, na które nie chcemy odpowiadać, a ciebie pyta o tatuaż? Ta gra jest chora! – wybuchła Ginny.
– Cóż, tatuaż mam między pośladkami. Zrobiłem go kiedyś po pijaku, fajnie było! – zaśmiał się Blaise widząc obrzydzenie na twarzach przyjaciół. – No, zaczynamy drugą rundę.
Gra zdawała się ciągnąć w nieskończoność, zadając coraz to gorsze pytania. Atmosfera była naprawdę napięta, gdyż światło dzienne ujrzały sekrety, których nikt nie chciał ujawniać. Między innymi Ginny dowiedziała się, że Teodor po pijaku pocałował innego faceta, Blaise wyjawił, że zakochał się kiedyś w mugolce, która wciągnęła go w narkotyki, Draco wyznał, że po jednej z imprez obudził się w łóżku z Milicentą Bulstrode, a Hermiona przyznała się, że Ron był jej jedynym chłopakiem, z którym się całowała.

Zmęczeni psychicznie dotarli do czwartej, jednocześnie ostatniej rundy. Wszyscy odpowiedzieli na zadane im pytania. Została tylko ostatnia osoba, a pytanie do niej brzmiało: „Co czujesz do Hermiony Granger?”


 Witam w nowym roku, po kolejnej, dłuższej nieobecności! Przepraszam za brak nowych rozdziałów, ale męczy mnie kompletny brak weny oraz mała ilość wolnego czasu :( Ale jest dziewiąty rozdział i mam ogromną nadzieję, że wam się spodoba! Zachęcam do wyrażania swoich opinii w komentarzach :) Cześć!

sobota, 16 grudnia 2017

8. Zamknięcie rozdziału

Na kanapie w salonie, znajdującym się w małym domku nad brzegiem jeziora, siedziała kobieta w towarzystwie młodego mężczyzny o stalowych oczach i bladej jak śnieg, cerze. Osoba postronna widząc tę dwójkę, śmiało mogłaby stwierdzić, iż jest to para bardzo dobrych przyjaciół. Ona uśmiechała się nieśmiało, a on rzucał w jej stronę ulotne spojrzenia. Nikt, patrząc na nich, nie powiedziałby, że ta dwójka darzy się nienawiścią. 
Próbowali zrobić coś z zepsutym oknem, które otwierało się przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru. Draco Malfoy za punkt honoru wziął sobie pokazanie pannie Granger, że okno spokojnie można naprawić za pomocą magii, jednak ono nie chciało tak współpracować, jakby tego chciał. Mężczyzna coraz bardziej zdenerwowany, rzucał w stronę otworu zaklęcie reparo pod każdym możliwym kątem, myśląc, że może trzeba trafić w jakiś czuły punkt. Na nic się to jednak nie zdało. 
– Cholera, Granger! Czy ty musisz wszystko psuć? Orabella Nuttley naprawiła Koloseum w Rzymie tym zaklęciem! Koloseum, słyszysz? No, ale jak ty się czegoś dotkniesz, to już nawet reparo nie pomoże… 
– Nikt cię o pomoc nie prosił! Sam to zaproponowałeś, Panie WiemWszystkoNajlepiej.
Malfoy spojrzał na szatynkę spode łba i zaklął pod nosem. Nie miał pojęcia dlaczego ta wredna małpa z szopą na głowie jest taka niewdzięczna. On, wielkoduszny, w przypływie życzliwości chce jej pomóc, a ona go jeszcze obraża. Dobre sobie! Jeszcze jeden taki tekst w jego stronę, a opuści ten dom i już nigdy nie wróci. 
Westchnął ciężko i spróbował sprowadzić rozmowę na stabilny grunt. Postanowił, że naprawi to cholerne okno, więc to zrobi. W sumie, nawet nie miał pojęcia po co to robił. W końcu to Granger, jej dom, jej okno i jej problem. No, ale jak już zaproponował pomoc, to powinien słowa dotrzymać. 
– Masz jakieś narzędzia? – zapytał. 
– Noo… – powiedziała przeciągle. 
– Tak myślałem. Idę do domu po potrzebne rzeczy, a ty w tym czasie ubierz się w coś cieplejszego i zrób herbatę. Zimno tu masz, przeziębisz… przeziębimy się. – Szybko się poprawił. – Nie chcę być chory przez ciebie. 
Draco Malfoy i troska? To ze sobą nie gra, to nawet źle brzmi! Skarcił się w myślach za to, że mówił wcześniej, niż myślał. Co ona mogła sobie pomyśleć? Jeszcze sobie zacznie wyobrażać nie wiadomo co… 
Hermiona zrobiła to, co kazał jej sąsiad. Nastawiła wodę na herbatę, przebrała się w ciepłe dresy i grubą bluzę, a także rozpaliła ogień w kominku. Robiła to niejako automatycznie, jakby słowa blondyna były czymś normalnym. A on zdecydowanie nie zachowywał się normalnie. Najpierw nie wyrzucił jej ze swojego domu, gdy ta przyszła z Ginny, później zaproponował jej naprawę tego nieszczęsnego okna, a teraz to. Powiedział to z taką troską i życzliwością, że aż jej się ciepło na sercu zrobiło. Dawno nikt się o nią nie troszczył… Ostatnio chyba pani Weasley, gdy Hermiona była jeszcze z Ronem. No właśnie, Ron. Od przeczytania listu od niego targały nią sprzeczne emocje. Z jednej strony nienawidziła go i chciałaby, żeby Weasley w ogóle nie istniał. Z drugiej zaś, nadal coś do niego czuła i bała się, że gdy będzie miała z nim bliższy kontakt, nie zapanuje nad sobą. Dlatego na wesele Teo i Ginny musi iść z kimś. Po pierwsze, aby zemścić się na Ronie, a po drugie, żeby nie myśleć o nim. Tylko z kim mogłaby iść…
– Jestem – oznajmił zimnym tonem Draco. 
– Dobrze. Herbatę masz na stole – wskazała dłonią na stolik obok kanapy. – Nie uważasz, że jest za późno na takie naprawy? Może zrobisz to jutro? 
– I będziesz marzła całą noc? – Znów nie zdążył ugryźć się w język. Alkohol wypity na parapetówce zdecydowanie zmienił jego tok myślenia. – To znaczy, miałem na myśli, że zimno jest i w ogóle… Nie ważne. Naprawię to okno teraz i tyle!

Hermiona postanowiła nie wtrącać się już w męskie sprawy i dała spokojnie pracować Draconowi. Od czasu do czasu próbowała go zagadnąć, jednak ten nie odpowiadał. Znużona ciszą przerywaną przez postukiwanie młotka i skrzypienie śrubokrętów, zasnęła na kanapie otulona w koc. 

***

– Jest pani zdecydowana, panno Granger? – zapytał Minister.  
– Tak, praca tutaj nie satysfakcjonuje mnie. Mimo, iż bardzo miło było mi tutaj pracować, to potrzebuje w moim życiu zmian, sam pan rozumie. 
– Tak, oczywiście. To tylko i wyłącznie pani wola. Jednakże, było nam bardzo dobrze z panią pracować i jesteśmy dumni, że to akurat pani, panno Granger, reprezentowała nasze Ministerstwo w zagranicznych kontraktach.
Hermiona uśmiechnęła się ciepło i wyciągnęła rękę w stronę mężczyzny. Ten uścisnął ją. 
– Cóż, nie pozostało mi nic innego, niż życzyć pani powodzenia.
– Dziękuję. – Po raz ostatni spojrzała na pracodawcę, wyswobodziła rękę z uścisku i opuściła jego gabinet.

Skierowała się w stronę pokoju, w którym przez dłuższy czas pracowała. Rozglądnęła się po niedużym pomieszczeniu, zabierając z biurka dwa kartony wypełnione jej rzeczami. Spojrzała po raz ostatni na pusty już gabinet i zamknęła za sobą drzwi. Właśnie otworzył się przed nią zupełnie nowy rozdział. 
Wreszcie nie będzie musiała codziennie oglądać twarzy kogoś, kto sprawił jej tyle bólu. Ostatnio, niby przypadkiem coraz częściej widziała go w pobliżu. Spoglądał na nią tęsknie. Wiedziała, że nadal czeka na jej odpowiedź w sprawie ślubu jego siostry, jednak nie chciała dawać mu tej satysfakcji i wysyłać mu listu. Postanowiła, że rozdział z tytułem „Ronald Weasley” został zamknięty i już nigdy nie zostanie ponownie otwarty.


***

Dni mijały coraz szybciej, a Hermiona zanim się obejrzała, był już dwudziesty grudnia. Wszystko przez jej codzienne poszukiwania pracy. Jej marzeniem była praca w szkole tańca i właśnie w takiej szkole szukała zatrudnienia. Jednak nie było to łatwe, gdyż w magicznym świecie nie było tak wiele szkół jak myślała. Poza tym, nie miała żadnego wykształcenia wspólnego z tańcem i chociaż była to jej pasja, to musiała zdobyć doświadczenie, by ktokolwiek zechciał ją zatrudnić. W młodszych latach, gdy jeszcze nie wiedziała, że jest czarownicą, uczęszczała na wiele kursów z różnych rodzajów tańca, by cały czas się uczyć czegoś nowego. Później nie miała już na to czasu, gdy wracała do domu tylko na święta i wakacje. Po ukończeniu Hogwartu także nie miała okazji to chwalenia się swoimi umiejętnościami. Ron nie uznawał czegoś takiego jak taniec, sam nigdy nie poprosił szatynki do tańca, ale nie pozwalał jej też tańczyć z kimś innym. Musiała dotrzymywać mu towarzystwa przy stole obłożonym alkoholem, wysłuchiwać nudnych, męskich pogaduszek i przyglądać jak jej przyszły mąż coraz bardziej bełkocze. Tańczyła tylko wtedy, gdy Rona nie było w domu. Wtedy, gdy wracała z pracy i miała chwilę wolnego, rzucała się w wir gorących, latynoskich nut czy spokojnych, romantycznych melodii.
Leżała tak, obłożona gazetami z pozaznaczanymi ofertami pracy, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Szybko zebrała się z kanapy i wstała, by otworzyć. 
– Co ty tu robisz? – zapytała ze zdziwieniem.
– Jak to co? Już nie można przyjaciółki odwiedzić? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Ginny, po czym wepchnęła się do domu. – Na Merlina, kobieto! Co ty robisz? Wszędzie leżą gazety, a ty wyglądasz jakbyś się nie widziała w lustrze przez co najmniej tydzień!
– Szukam pracy – odrzekła zgodnie z prawdą. 
– Nic nie osiągniesz takim szukaniem, daj sobie na razie spokój. Odpocznij, zrelaksuj się! Za chwilę święta, a ty pewnie nawet nie pamiętasz o tym, że spędzasz je u nas!

Hermiona otrząsnęła się i przyznała Ginny rację. Kompletnie wyleciało jej z głowy, że dostała zaproszenie na wigilię do Nottów. To już za cztery dni, a ona nawet nie kupiła prezentów.
– Tak myślałam – dopowiedziała Ruda widząc malujące się zażenowanie na twarzy przyjaciółki. – Ogarnij się i jedziemy na zakupy. – Hermiona skinęła głową i poszła do łazienki, by się odświeżyć.

Ulicę Pokątną pokrywał śnieg. Na oknach domów pojawiły się piękne wzory malowane przez mróz. Chociaż na zewnątrz temperatura wynosiła dużo poniżej zera, to ulice były zatłoczone równie bardzo, co w lecie. Co chwilę przewijały się grupki czarodziejów i czarownic wchodzących do kolejnych sklepów, by kupić świąteczne prezenty, spotkać się przy ciepłym napoju, czy kupić jakieś świąteczne ozdoby. Mimo, iż była już siedemnasta i na dworze było już  ciemno, to latarnie i światełka porozwieszane na wszystkich domach i witrynach sklepowych dawały mocne światło, które odbijało się w białym śniegu leżącym na ulicach.
Dwie przyjaciółki idące ramię w ramię przechadzały się spokojnie, podziwiając świąteczną atmosferę panującą w miasteczku. Po przybyciu tutaj, poszły najpierw do Dziurawego Kotła, by rozgrzać się gorącym kremowym piwem z dodatkiem imbiru. Rozsiadły się wygodnie i chcąc nie chcąc musiały się nagadać, gdyż ostatni raz widziały się u Malfoya.
– I co, Minister nie był zadowolony, że odchodzisz? – zapytała z zaciekawieniem Ginny. 
– No, nie wyglądał na szczęśliwego – zaśmiała się – ale koniec końców, życzył mi powodzenia, więc myślę, że nie będzie żywił do mnie większej urazy. A tak zmieniając temat, kto będzie na wigilii? Nie wiem komu mam kupić prezent.
– Będę ja – zachichotała Ginny – Teo, zaprosiliśmy też Blaise’a i Draco. Oboje nie odmówili, więc myślę, że będą. Nie sądzę, żeby Malfoy chciał spędzać święta samotnie albo w Malfoy Manor, w końcu mówił, że już nigdy tam nie wróci. 
– Myślisz, że nie będzie im przeszkadzać moja obecność? Ostatnio Malfoy nie był zadowolony z tego, że mnie przyprowadziłaś.
– W tym przypadku nie ma nic do gadania, bo to nie jego dom. Poza tym, wszyscy zostali poinformowani, że będziesz. Nie masz się czego bać. 
– A twoi rodzice? Nie przyjdą? 
Ginny wyraźnie posmutniała. Kiwnęła smętnie głową, ale zaraz podniosła wzrok na Hermionę i uśmiechnęła się. 
– Ostatnio nie bardzo pasowało im towarzystwo Malfoya i Zabiniego. Obiecali za to, że pojawią się w Boże Narodzenie, więc nie mam co się przejmować, po prostu nie przywykli jeszcze do siedzenia przy jednym stole z byłymi śmierciożercami. Dobra! Koniec tego dobrego, prezenty czekają. 
Hermiona z entuzjazmem pokiwała głową i dopiła swój napój. Uwielbiała prezenty, nie tyle co je dostawać, a dawać. Widok ucieszonych twarzy bliskich sprawiał jej ogromną radość. Cieszyła się szczególnie, gdy po raz pierwszy od dłuższego czasu zobaczyła to na twarzach jej rodziców. Nie widziała ich bardzo długo, ponieważ chroniąc ich zmodyfikowała im pamięć, a ci wyjechali do Australii. Później jednak zdołała to zaklęcie odwrócić i dzięki temu odzyskała dwie najbliższe sobie osoby. Jednak nie miała z nimi ostatnio dobrego kontaktu, z racji jej przeprowadzki do Nory, a później do nowego domu przestała mieć czas na wiadomości do nich, czy chociażby kilkugodzinną wizytę. Jednak postanowiła, że w te święta odwiedzi ich i opowie wszystko co się wydarzyło przez ostatnie kilka miesięcy. Z racji tego, że nie mieli dostępu do magicznych czasopism, nie wiedzieli, że ich córka została zdradzona przez narzeczonego.

Kobiety najpierw udały się do sklepu z artykułami do Quidditcha, by zakupić prezenty dla Malfoya oraz Blaise’a. Później odwiedziły księgarnię Esy Floresy, gdzie Hermiona zakupiła książkę dla Teodora, zaś Ginny wybrała tytuł dla przyjaciółki. Następnie rozdzieliły się, gdyż szatynka nie chciała, żeby Ruda widziała, co kupuje jej na prezent. Tak więc, panna Granger udała się do sklepu zoologicznego, po to, by kupić przyjaciółce kota. Panna Weasley cały czas narzekała, że mieszkanie w dwójkę w tak ogromnym domu ją denerwuje. Tylko cisza i spokój. Była Gryfonka pomyślała, że kobieta ucieszy się ze zwierzątka. Weszła do sklepu i od razu w oczy rzucił jej się szary, puchaty kot patrzący na nią z wytęsknieniem w oczach. Hermiona od razu wiedziała, że to ten – jako jedyny spojrzał na nią z nadzieją, że go stąd zabierze do ciepłego domu i da mu miłość, jakiej jeszcze nigdy nie mógł zaznać. Szatynka podeszła do klatki z kotem i pogłaskała go po głowie przez kratkę. 
– Już cię stąd biorę, mały – szepnęła, po czym wzięła klatkę pod pachę kierując się w stronę kasy.

Wyszła ze sklepu i wtedy w jej głowie pojawiła się rzecz, której wcześniej nie przemyślała. – Jak ja go przeniosę, żeby Ginny nie zauważyła? – Po chwili jednak doszła do wniosku, że teleportuje się do domu, zostawi kota i wróci. Tak było najbezpieczniej. Dziękowała sobie w duchu za to, że przeczytała wiele książek na temat różnych ras kotów, gdy jeszcze miała Krzywołapa i wiedziała, że koty rasy brytyjskiej bardzo dobrze znoszą teleportację i przeważnie nie występują u nich jakieś niepożądane skutki uboczne.
Obie kobiety spotkały się ponownie w umówionym miejscu, czyli pod drzwiami Miodowego Królestwa. Tam zakupiły słodycze dla bliskich i siebie. W końcu, po udanych zakupach, gdy było już około godziny dwudziestej, przyjaciółki pożegnały się i teleportowały każda do swojego domu.  

***

Pierwsze, co Hermiona ujrzała po otworzeniu drzwi do domu, to totalnie zdemolowany salon. Porozdzierana kanapa, wszędzie leżący puch z poduszek, pogryzione gazety, kable od telewizora i firanki, a na środku tego wszystkiego leżał szary kot, szczęśliwie machający ogonem. Panna Granger spojrzała na niego gniewnie i jednym ruchem różdżki posprzątała cały bałagan i naprawiła zniszczone meble. Kot wyraźnie zdezorientowany, rozejrzał się po pomieszczeniu i zmrużył oczy.
– Miałam już kota, takie zagrywki na mnie nie działają! – warknęła i zrzuciła zwierzę ze stolika. – Idziemy do łazienki, muszę cię umyć, bo już za cztery dni będziesz miał nową właścicielkę, musisz się dobrze prezentować.

Kot już wiedział co go czeka, gdy tylko jego tymczasowa pani odkręciła kurek z wodą. Szybko opuścił łazienkę i schował się w sypialni. Hermiona jednak, znając zagrywki Krzywołapa, była szybsza i złapała go, gdy ten próbował ukryć się pod łóżkiem. Czym prędzej włożyła go do wanny i przytrzymując go, by nie uciekł, zaczęła myć go delikatnym szamponem. Po krótkiej walce zwierzę poddało się i oddało się w ręce Hermiony. 


Dwumiesięczna przerwa i walka z tym rozdziałem... Ale w końcu jest i muszę się przyznać, że było trudno. Gdy w końcu go napisałam, zamykając okno worda kliknęłam zły przycisk i tak większa część rozdziału odeszła w zapomnienie... Ale udało mi się napisać od nowa, jednak jest to krótsze i zdecydowanie gorsze, niż za pierwszym razem. Nie mniej jednak, mam nadzieję, że się spodoba :) 

czwartek, 26 października 2017

7. Parapetówka

Zimne, listopadowe powietrze wpadło przez otwarte okno w salonie panny Granger. Ostatnio dość często zdarzało się, że zawiasy tegoż okna nie wytrzymywały i otwierały się same pod naporem silnych podmuchów wiatru. Kobieta przeklęła pod nosem dzień, w którym kupiła ten dom i zamknęła okno. Mimo tego, że uwielbiała swój mały, uroczy domek, to nie mogła przestać denerwować się na ciągle psujące się rzeczy. Z chęcią by wyremontowała swoje lokum, ale niestety nie było ją stać w tym momencie na wydatek rzędu kilku tysięcy galeonów. Powoli jednak odkładała pieniądze na ten cel, kiedyś trzeba w końcu coś z tym zrobić. Nagle coś zastukało w szybę. Hermiona zdenerwowana do granic możliwości, odwróciła się w stronę okna, by przekląć je raz jeszcze, że znowu się samo otwiera. Jednak za szybą zobaczyła małą, szarą sowę, która z zapałem stukała w szkło, nie zważając na wiatr, który próbował ją zdmuchnąć z parapetu. Kobieta nie musiała się długo zastanawiać do kogo należało zwierzę, w końcu swego czasu widywała ją bardzo często…

Kochana Hermiono! przeczytała, a jej twarz skrzywiła się w obrzydzeniu. Nie miała w ogóle ochoty na czytanie tych wypocin. No, ale przecież to Hermiona Granger, a ciekawość to jej trzecie imię, bo drugim jest wiedza. 

Jak tam u Ciebie? Nie no, świetne rozpoczęcie listu do osoby, którą się zdradziło z własnym przyjacielem.Wiem, że to nie najlepszy początek, ale nie wiedziałem, co napisać… Mam nadzieję, że nie chowasz do mnie urazy za mój wybryk z Harrym, przecież wiesz, że to było tylko jednorazowe. Chciałbym się spotkać i wszystko wyjaśnić, choć domyślam się, że ty tego nie chcesz, szkoda. Dostałem zaproszenie od mojej siostry – Ginny na jej ślub z niejakim Teodorem Nottem i pomyślałem sobie, że może chciałabyś się ze mną tam wybrać? Wiesz, może by nam się od nowa ułożyło. 
Czekam na odpowiedź, zawsze kochający Ron.

Dziewczyna poczuła, że nogi ma jak z waty. Zupełnie tak, jak ktoś, kto widzi kogoś kogo kocha. Jednak w jej przypadku odczucia było zupełnie odwrotne. Jak on mógł mieć czelność pisać do niej, a co gorsze – zapraszać ją na ślub Ginny? Niedoczekanie! Granger dobrze wiedziała, że będzie zmuszona pójść sama, gdyż nie miała nikogo znajomego, kto zechciałby jej towarzyszyć. Chociaż, jakby się zastanowić, to nadal nie odpowiedziała na zaproszenie Mallarda. Zgromiła się w myślach za ten pomysł, przecież on jej się nawet nie podobał.
Podniosła głowę i spojrzała na Świstoświnkę – sowę Rona, która kiedyś należała do ojca chrzestnego Pottera. Popielata sówka przekrzywiła lekko główkę jakby zastanawiała się nad tym, co takiego zdenerwowało kobietę. Hermiona uśmiechnęła się ciepło i podała ptakowi odrobinę przysmaku dla sów.
– Wybacz, ale nie odpiszę na ten list. Możesz już lecieć – powiedziała i pogładziła sowę po grzbiecie, a ta jakby wszystko rozumiejąc kiwnęła lekko głową i wzbiła się w powietrze.

– Czy on zawsze musi wszystko komplikować? – zapytała sama siebie Hermiona.


***


– Szybko skarbie, bo się spóźnimy – ponaglała narzeczonego Ginny. 
– Kto by pomyślał, że aż tak ci się spieszy do Malfoya. O czymś nie wiem?
Rudowłosa pokręciła zaprzeczająco głową i uśmiechnęła się. Nigdy tak dobrze nie układało jej się z mężczyzną. Teodor był czuły i troskliwy, zawsze stawiał ponad wszystko szczęście narzeczonej. Uwielbiała jak marszczył nos, gdy nad czymś się zastanawiał. Kochała wplatać swoje palce pomiędzy jego zawsze przydługie, ciemne włosy. Jego wzrok ją wręcz hipnotyzował, zawsze pełen miłości i troski. Ginny była pewna, że mężczyzna to ten jedyny. Ten, na którego każda kobieta czeka, niekiedy całe życie.

Teodor przeczesał palcami włosy i rzucił szybkie spojrzenie na swoje odbicie w lustrze, po czym stwierdził, że mogą już iść. Uśmiechnął się szeroko do swojej kobiety i podał jej swoje ramię. 
– Przygotowujesz się dłużej niż ja – zaśmiała się. – A to już mówi samo za siebie. 
– Chcę się dobrze prezentować przy tobie, doceń to – oświadczył z proszącym wzrokiem. 
Panna Weasley wspięła się na palcach i pocałowała narzeczonego w policzek. Po tym krótkim akcie miłości pociągnęła mężczyznę w stronę drzwi. Byli już naprawdę sporo spóźnieni.

Wyszli pospiesznie z domu i od razu teleportowali się pod podany przez Malfoya adres. Jeszcze nie mieli okazji odwiedzić Draco w jego dopiero co wybudowanym domu. Właśnie dzisiejszego wieczora mieli zwiedzić miejsce zamieszkania przyjaciela, gdyż ten kilka dni wcześniej zaprosił ich na parapetówkę. Wiedzieli, że imprezy organizowane przez byłego Ślizgona były niezapomnianie, więc nie mogli sobie odpuścić takiej okoliczności. Mimo wszystko, Ginny miała dziwne uczucie, że kojarzy skądś adres, który podał blondyn. Kompletnie zapomniała o tym, co mówiła jej przyjaciółka, gdy ta odwiedziła ją w jej domku.
Gdy znaleźli się u bram domu Malfoya, Weasley od razu przypomniała sobie rozmowę z Hermioną. 
– No tak, przecież to było oczywiste! – powiedziała do siebie.
– Co było takie oczywiste? – zapytał zaciekawiony Teo. 
– Nic, nic – speszyła się dziewczyna. Nie wiedziała, czy może mówić o tym narzeczonemu. W końcu nie było wiadome, czy Draco już wie, kogo ma za sąsiadkę.

Nott pchnął czarną, kutą bramę, by wejść na posesję Malfoya. Już ona zachwycała, więc coraz bardziej nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy wnętrze domu. Brama zachwycała swoim artystycznym charakterem, nie była duża i w niczym nie umywała się do bramy wejściowej na posesję Notta. Miała w sobie jednak coś magicznego. W jej górnej części znajdowały się nieregularnie poskręcane wzory, co odróżniało ją od typowych bram. 
Teodor puścił swoją narzeczoną jako pierwszą i wszedł zaraz po niej, zatrzaskując wejście. Oboje spojrzeli przed siebie i ujrzeli dom Malfoya w pełnej okazałości. Był naprawdę duży, jeśliby porównać go do typowych domów, typowych czarodziei. Ginny przeszła spokojnie po ścieżce ułożonej z kostki, aż dotarła do drzwi wejściowych. Zapukała trzy razy i odczekała parę sekund. W tym czasie dołączył do niej Nott i razem oczekiwali otwarcia drzwi przez właściciela.
– Witamy w skromnej posiadłości pana Dracona Malfoya. – W drzwiach ukazał się nie kto inny jak Blaise Zabini. 
Para uśmiechnęła się do siebie i posłusznie weszła do środka. Znaleźli się w dużym holu, a wtem przed nimi pojawił się Malfoy. Zdjęli buty oraz płaszcze i przywitali się z właścicielem. Teodor podarował przyjacielowi butelkę Ognistej Whisky i pogratulował mu tak pięknego domu.
– No, no Draco – powiedziała Ginny – nie mogę się nadziwić jak ktoś taki jak ty, urządził TAKI dom.
– Taki, to znaczy? – zaśmiał się blondyn.
– Taki… gustowny – odpowiedziała Ruda z miną pełną zachwytu, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Malfoy poprowadził gości do salonu, który połączony był z jadalnią. Na początek zaplanowana była kolacja, którą były Ślizgon sam przygotował. Wszyscy bowiem wiedzieli, że oprócz tego, iż był mistrzem w przygotowywaniu drinków, był również zapalonym amatorem gotowania. Draco zaprosił przyjaciół do stołu, a gdy ci wygodnie zasiedli, ten zniknął w kuchni. 
Gdy Ginny upewniła się, że Draco na pewno ich nie słyszy powiedziała mężczyznom o tym, kto mieszka w sąsiedztwie Malfoya.
– Co? No, chyba nie mówisz poważnie – odrzekł Teo. – Draco nigdy nie zamieszkałby w pobliżu Hermiony.
– Najwyraźniej nie wiedział, że tu mieszka. Uważam, że powinien ją zaprosić – powiedziała stanowczo Weasley.
– Już sobie to wyobrażam, Smok w drzwiach Hermiony mówiący „Hej Granger, robię parapetówkę, może wpadniesz na szklaneczkę wybornej Ognistej?” – zażartował Blaise.
– On by tak nie powiedział. Ba, on by się nawet słowem do niej nie odezwał! Jedyne co by zrobił, to popatrzył wymownie w stronę domu i odkaszlnął, jakby się miała sama domyślić o co mu chodzi – odpowiedział Nott.
W tym momencie do salonu wszedł Draco, a zaraz za nim lewitowały potrawy. Jak jeden mąż wszyscy zamilkli i uśmiechnęli się w stronę gospodarza. 
– Mm, a cóż to za pyszności przygotował nasz Smoczek? – Zabini próbował jak najszybciej zacząć jakiś temat, byleby tylko Malfoy nie zaczął wypytywać o czym rozmawiali. Na szczęście blondyn zdawał się nie zauważać dziwnego zachowania przyjaciół. Był zbyt zajęty podziwianiem swoich dzieł w postaci kilku dań, które właśnie wylądowały na stole. 
– Jest kilka sałatek, paszteciki, pieczeń wołowa, pieczone ziemniaki i wszystko inne co widzicie przed sobą – wyjaśnił Draco. 
Trójka gości ze zdziwieniem patrzyła na potrawy przygotowane przez mężczyznę. Wyglądało to tak, jakby przez ostatni tydzień nie wychodził z kuchni. Stół dosłownie uginał się pod ciężarem talerzy. 

– Masz zamiar zaprosić jeszcze kogoś? – zapytał Teo patrząc wymownie na stół.
– Tak, całą narodową drużynę Quidditcha i przy okazji ludzi z trybun – zachichotał Diabeł. 
– Chciałem, żebyście mieli w czym wybierać. – Draco skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – Smacznego. 

Wszyscy zgodnie musieli przyznać, że Malfoy gotował jak zawodowy kucharz. Każde danie smakowało wybornie, aż się chciało sięgnąć po więcej, choć żołądki kategorycznie im tego zabraniały. W końcu Ginny zebrała się na odwagę i zapytała gospodarza dlaczego nie zaprosił Hermiony.

– A mam jakiś powód, żeby ją zapraszać?
– Jest twoją sąsiadką i mam wrażenie, że mimo, iż to ty ją zaprosisz, to z chęcią przyjdzie – wyjaśniła. 
– Nie ma takiej opcji, Weasley. – Draco zakończył temat.

Rozmowa może i się skończyła, ale Ginny postanowiła, że skoro Draco nie chce iść po Hermionę, to sama ją przyprowadzi. Jak pomyślała, tak zrobiła.


***


– Absolutnie, nie ma w ogóle takiej opcji, Ginny. Nie pójdę tam – zaprotestowała Granger, gdy jej przyjaciółka po raz kolejny próbowała ją namówić na wyjście do domu obok.
– Jak sobie chcesz – powiedziała na pozór smętnie rudowłosa i wstała, by skierować swoje kroki w stronę sypialni byłej Gryfonki.
– A ty gdzie?! – zawołała za nią Hermiona, lecz ta kompletnie ją zignorowała.

Podeszła do szafy szatynki i zaczęła wyjmować po kolei ubrania. W końcu, po dziesięciu minutach poszukiwań znalazła satysfakcjonujący ją zestaw – łososiową bluzkę z prostym dekoltem i odkrytymi ramionami, czarne spodnie oraz średniej wysokości szpilki. Wzięła ubrania pod pachę i wróciła do siedzącej w salonie Hermiony.
– Wkładaj to – nakazała.
– Absolutnie się nie zgadzam. 
– Ale mnie nie obchodzi, czy ty się zgadzasz czy nie. Masz iść i pójdziesz! Tylko siedzisz w domu i nigdzie nie wychodzisz, z nikim się nie spotykasz! Zaczynam się obawiać, że za niedługo pokryjesz się cała pajęczyną jak twoje meble.
Hermiona spojrzała na przyjaciółkę i wiedziała, że ta ma rację. Ostatnimi czasy jedyną osobą jaką spotkała był ten cholerny Malfoy nad jeziorem. Przestała chodzić do pracy, bo nie widziała w niej większego sensu i coraz bardziej zastanawiała się nad jej porzuceniem. Już nawet miała przygotowane wypowiedzenie. Chciała gdzieś wyjść, z kimś się spotkać, a Ginny nawet nie miała pojęcia, jak kobieta ucieszyła się na jej propozycję. Nie chciała dać tego po sobie poznać.

– Daj mi pięć minut – powiedziała biorąc od przyjaciółki ubrania.

Ginny uśmiechnęła się zwycięsko patrząc jak Hermiona znika za drzwiami łazienki.

***


– Gdzie się podziała Weasley? – zapytał Draco, gdy razem z dwoma przyjaciółmi rozsiedli się wygodnie na kanapie.
– Poszła do toalety – odpowiedział Teo. – Pewnie się zgubiła, może pójdę jej poszukać.

Nott nie zdążył wstać, podczas gdy do salonu wkroczyła Ginny wraz z Granger, która miała wyraz twarzy jakby zjadła tonę cytryny na raz. Rudowłosa uśmiechnęła się złowieszczo do Malfoya i z dziką satysfakcją patrzyła, jak jego wyraz twarzy zmienia się z neutralnego na wściekły.
– Hermiona! Jak miło znów cię widzieć – zawołał pierwszy Blaise, by nieco rozluźnić atmosferę. 
– Tak, mi ciebie też – uśmiechnęła się nieśmiało szatynka. – Nie chciałam…
– Czy możesz mi, kurwa Weasley, wyjaśnić co ONA tu robi? – przerwał wypowiedź Granger, Draco. 
– Stoi, nie zauważyłeś? – odpowiedziała sarkastycznie. 
– To, że stoi to widzę, ale po jaką cholerę żeś ją tu sprowadziła? 

Hermiona odchrząknęła, by sprowadzić na ziemię właściciela domu. Chciała mu dać do zrozumienia, że też tu jest i wszystko słyszy.
– Chciałaś coś powiedzieć, Granger? – zapytał.
– Owszem, bardzo mi miło gościć w twojej posiadłości. Niezmiernie mi przykro z powodu mojego zachowania podczas naszego ostatniego spotkania i nie zaproszenia cię do mojego domu. Mam nadzieję, że mi wybaczysz – rzekła.
– Na mózg upadłaś? 
– Może i upadłam, ja przynajmniej mam na co… – zripostowała odgarniając pasmo włosów, które wpadało jej do oczu.

– To my może poczekamy w kuchni – zaproponował Teo. 
– Nie! Dobra, niech już zostanie, jeśli wam to nie przeszkadza. – Wszyscy zgodnie pokiwali głowami na znak aprobaty. – Jesteś głodna?

– Nie, jadłam dopiero co… – nie dokończyła, gdyż siłą została zaciągnięta do stołu przez Ginny.
– Jedz – nakazała – wyglądasz jak trup.

Takim oto sposobem dwie byłe Gryfonki siedziały przy ogromnym stole wypełnionym potrawami, zajadając się coraz to innymi daniami, w międzyczasie plotkując. Zaś troje byłych wychowanków domu Salazara spokojnie debatowało przy kominku ze szklankami z Ognistą Whisky w środku.
Po jakimś czasie Draco zaproponował, by przenieść się do innego pomieszczenia, w którym ostatnio gościł Zabiniego. Hermiona bez przekonania weszła do pokoju, a gdy zobaczyła wielki bar ciągnący się przez całą długość ściany, już wiedziała, że to nie jest pomieszczenie dla niej.
– Spokojnie słońce – powiedziała Ginny widząc zmartwienie na twarzy przyjaciółki. – Nie pozwolę, żeby Draco cię dziś upił. 
Hermiona skinęła głową i wtem sobie przypomniała o liście Rona.
– Chciałabym porozmawiać – szepnęła. – Dostałam list od twojego brata.

Granger po krótce streściła Weasley list, a gdy skończyła czekała na jakąkolwiek odpowiedź od niej.

– Jaki dupek – usłyszała, gdy wreszcie Ruda się odezwała.
– Kto taki? – zapytał Blaise słysząc dość głośną wypowiedź Ginny.
– Mój brat – powiedziała, zanim zdążyła pomyśleć, że Hermiona nie chciała, żeby ktokolwiek o tym wiedział. Skinęła przepraszająco w stronę przyjaciółki. – Mój cholerny brat stwierdził, że jednak nie kocha Pottera. Ha, on kocha Hermionę i co najlepsze chce iść z nią na nasz ślub, Teo. 
– I co w związku z tym? – nagabnął Draco, a Ginny dosłownie olśniło. 
– No, że ja wcześniej na to nie wpadłam! – krzyknęła. – Pójdziecie razem!


***


– Zapomnij.
– Nie ma takiej opcji.

Ginny od ponad godziny próbowała przekonać ich do, według niej, świetnego pomysłu. Nic jednak nie zwiastowało na to, iż którekolwiek przystanie na jej propozycję. Uważała, że skoro oboje są świadkami, to i tak wszystko będą musieli robić razem, więc nic nie stało na przeszkodzie, by na ich ślub przyszli razem. 
Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu jakiegokolwiek potwierdzenia, że jej pomysł jest dobry. Nic jednak oprócz pijanych mężczyzn nie znalazła. Zrezygnowana popatrzyła na obrażonych na nią Draco i Hermionę, po czym opuściła swoje miejsce, by zaprowadzić swojego narzeczonego i Zabiniego do sypialni, które zaproponował im Malfoy, jako miejsce do noclegu. Dwójka byłych Ślizgonów korzystając z kłótni pozostałych, postanowili rzucić się w alkoholowy wir, który zakończył się szybciej niż się zaczął.

– To na mnie też już czas – powiedziała Granger widząc, że w została w pokoju sama z Malfoyem.
– Odprowadzę cię – odpowiedział po krótkim zastanowieniu smętnym głosem mężczyzna.
– Poradzę sobie, mieszkam obok i nic mi się nie stanie jeśli przejdę sama te kilkanaście metrów. 
– Nie chcę mieć ciebie na sumieniu – skomentował krótko, po czym wstał patrząc wyczekująco na kobietę. Ta niechętnie wstała i udała się w stronę holu, gdzie zostawiła swój płaszcz. Spacer sam na sam z byłym Ślizgonem nie napawał ją optymizmem.

Szli w milczeniu podziwiając każde swoje buty. W końcu milczenie przerwała Hermiona.

– Nie uważam za dobry pomysł pójścia razem na ślub Teo i Ginny.
– Mhm… – wymruczał Draco.
– Wiesz, miło było u ciebie – powiedziała szatynka w chwilowym przypływie odwagi. – Masz ładny dom – dodała, po czym szybko zgromiła się za te słowa.
– Dzięki, ty też – uśmiechnął się Malfoy pod nosem.
– Ładny może i jest, ale jest w kompletnym rozpadzie. – Znów mówiła szybciej niż myślała. Zapomniała, że rozmawia z Draconem Malfoyem, a przecież oni się nienawidzili. – Okno samo mi się otwiera, z sufitu się sypie a schody skrzypią w nocy przy chociażby lekkim podmuchu wiatru. 
– Próbowałaś naprawić to magią? – zapytał głosem wolnym od złośliwości, które zawsze się go trzymały. Ta rozmowa była naprawdę dziwna dla nich obojga. Nikt nie wiedział jak to możliwe, że  rozmawiają normalnie, kompletnie bez wyzwisk i zgryźliwych uwag.
– Próbowałam, na to poradzi tu tylko remont – zaśmiała się smętnie. – Już jesteśmy, dziękuję za to, że mnie odprowadziłeś. 
Już miała wchodzić przez próg, gdy nagle Malfoy się odezwał. 
– Pokaż mi to okno. 


Cześć! Rozdział nieco dłuższy niż zazwyczaj, widzę, że wena wróciła na dobre. Bardzo mnie to cieszy. Zostawcie po sobie jakiś komentarz, będzie mi bardzo miło i zmotywuje do dalszego pisania :) 

poniedziałek, 23 października 2017

6. Sąsiedzi

Hermiona obudziła się z potwornym bólem głowy, a susza jaką czuła w gardle można by było porównać do tej na pustyni. Powoli otworzyła oczy tak, by przyzwyczaiły się one do światła dziennego i rozejrzała się niepewnie po pomieszczeniu. Ku swojemu zdziwieniu nie znajdowała się w swojej przytulnej sypialni, a w jakiejś ogromnej, bogato urządzonej komnacie.  Pomieszczenie było niewiele mniejsze niż cały dom panny Granger. W pokoju królowały odcienie beżu i złota. W centralnym punkcie znajdowało się ogromne łoże z baldachimem, a zaraz obok dwie szafki nocne. Na wprost łóżka znajdowały się duże, bogato zdobione drzwi ze złotymi elementami, które najprawdopodobniej prowadziły na korytarz, zaś po lewej stronie osadzone były mniejsze, najzwyklejsze białe drzwi prowadzące do łazienki. 
– Co się wczoraj działo? – zadała sobie pytanie.
Ospale podniosła się do pozycji siedzącej, by zaraz potem opuścić łóżko, co niestety nie było tak łatwe jak jej się na początku wydawało. Chwiała się z jednej nogi na drugą, w jej głowie odgrywała się istna karuzela, a wczorajsza kolacja niebezpiecznie zbliżała się  stronę gardła.
– Ohoho, przesadziła pani, panno Granger – skarciła siebie. – Eliksir na kaca, eliksir na kaca… Barek!
Jedną z wielu zalet posiadania pokaźnego majątku przez państwa Nott było to, że każda sypialnia w ich dworze posiadała własny barek, a w nim niezliczoną ilość alkoholu, a zaraz obok następny barek wyposażony w najbardziej potrzebne eliksiry. 
Po pewnym czasie kobieta wreszcie znalazła poszukiwany specyfik i wypiła go duszkiem. Słonogorzki smak zagościł w jej gardle, jednak szatynka wolała przez kolejne pół dnia czuć to w ustach, niż zmagać się z niewyobrażalnym kacem. Kiedy już poczuła, że wraca do sił postanowiła się umyć, ubrać i wyruszyć na poszukiwania Ginny, by ta opowiedziała jej wydarzenia zeszłego dnia i nocy. 
Weszła do łazienki i przeżyła szok. O dziwo, wyglądała jak najzwyklejsza łazienka w większości domów. Prosty prysznic, toaleta, umywalka i lustro. Bez żadnych zdobień, udziwnień ani różnych innych dziwnych rzeczy. Hermiona szybko zrzuciła z siebie zbędny ubiór i wskoczyła pod prysznic, który dodatkowo pomógł w działaniu eliksirowi. Dokładnie zmyła z siebie resztki dnia wczorajszego, narzuciła na siebie szlafrok, który wisiał na wieszaku obok i opuściła pomieszczenie. 


***

W jadalni przy stole siedziały cztery osoby. Państwo Weasley opuścili dwór Notta późną nocą, gdyż pan Weasley miał rano jakąś bardzo ważną sprawę do załatwienia. Wszyscy, o dziwo, wyglądali na wyspanych i wypoczętych, czego nie można było powiedzieć o Hermionie, która właśnie dzielnie przemierzała kolejne piętra i korytarze bezskutecznie poszukując przyjaciółki. 
– Ona ci tego nie wybaczy – powiedziała spokojnie Ginny biorąc łyk herbaty z miodem.
– O nie! Uważaj, bo się załamię psychicznie po tak wielkiej stracie. – Draco zaśmiał się ironicznie.
– Chyba powinieneś ją przepro… O! O wilku mowa, jest nasza śpiąca królewna!  – zawołał entuzjastycznie Blaise, gdy drzwi się uchyliły, a przez nie niepewnie wyjrzała Hermiona.
– Siadaj kochana, zjedz śniadanie, przydadzą ci się siły – stwierdziła Ruda z prawdziwą troską.
Granger powoli podeszła do stołu i odsunęła krzesło, które znajdowało się obok Blaise’a. Nie chciała siadać obok Malfoya, gdyż miała dziwne przeczucie, że totalny kac i brak jakichkolwiek przebłysków pamięci z dnia wczorajszego to jego sprawka. 
– Co się wczoraj stało? – zapytała w końcu. 
– Długo by opowiadać… – zaczęła Panna-Jeszcze-Weasley.
– Mów.
– No to… – nie dokończyła, gdyż wtrącił się Blaise.
– Nasz kochany Draco postanowił uraczyć cię swoją miksturą, potocznie nazywaną „Specjałem Malfoya”. Po pierwszym drinku byłaś totalnie zafascynowana jego smakiem, zachwycałaś się dobre pół godziny i wychwalałaś Smoka za to, że jest, cytuję: „bogiem drinków”. – Twarz Hermiony zmieniła kolor na czerwony. – Po drugim stwierdziłaś, że muzyka gra zdecydowanie za cicho, więc podgłosiłaś ją i zaczęłaś tańczyć na stole, krzycząc, że brakuje ci partnera do tańca. Żeby cię uspokoić, Draco podał ci trzeciego drinka, po którym rzuciłaś mu się na szyję i zachwycałaś, znów cytuję: „najcudowniejszym odcieniem blondu jaki kiedykolwiek istniał na tej ziemi”. 
– Wystarczy mi… – powiedziała cicho Hermiona.
– No poczekaj, zostały jeszcze tylko dwa! – zaśmiał się Blaise. – Po tym, jak Malfoy podał ci swój czwarty specjał postanowiłaś zostać wróżką, bo jak to ujęłaś, wróżbiarstwo od zawsze było twoją pasją, ale nie potrafiłaś się do tego przyznać. Nikt nie chciał usłyszeć twoich wróżb na swój temat, więc podeszłaś do skrzata Teodora i trzęsąc się powiedziałaś, że będzie żył aż do śmierci, po czym przez dwadzieścia minut zachwycałaś się tym, jakie to było głębokie i jak udało ci się to wywróżyć.
Na piątym się skończyło, gdyż wypiłaś go duszkiem, wszystkich pozdrowiłaś i poszłaś spać na podłogę. W sumie, to Ginny i państwo Weasley byli tak zajęci rozmową, bo wiesz nie widzieli się tyle lat, że nawet nie zwracali uwagi na to co robisz.
– Ty podły, fałszywy szczurze! –krzyknęła w kierunku Malfoya. – Jak mogłeś mnie tak upokorzyć?!
– Sama się upokorzyłaś – skwitował Draco ironicznym uśmieszkiem.
– No i jak mam żyć z nim w zgodzie? No jak? Ginny, przepraszam ale ja już pójdę. Nie wytrzymam więcej w towarzystwie tego śm… – zawahała się – człowieka.
Zapanowała cisza. Nikt nie chciał się odzywać, nawet Malfoy, który poczuł się urażony tym, że Granger chciała go nazwać śmierciożercą, bądź śmieciem, postanowił, że to przemilczy. W końcu przerwała to Ginny.
– Dobrze, wiem jak się czujesz i rozumiem, że chcesz wrócić do domu. Chcę jednak, żebyś wiedziała i wiedział to drugi osobnik, który również znajduje się w tym pomieszczeniu, że razem z Teodorem ustaliliśmy, że to właśnie wy zostaniecie naszymi świadkami na ślubie. 
– Właśnie, mieliśmy wam to powiedzieć wczoraj, ale stan Hermiony nie do końca na to pozwolił… Więc, Hermiono… 
– … i Blaise – dokończył ucieszony Zabini wstając z miejsca. 
– … i Draco, chcielibyśmy wiedzieć, czy zechcecie być naszymi świadkami? – zapytał Teo.
– Że co?! Że on? Jak? Przecież Draco w ogóle się do tego nie nadaje! Jak on może być twoim świadkiem? Teo, nie rób mi teo! – zawołał Blaise rozpaczliwym tonem. 
– Wybraliśmy Smoka na świadka dlatego, że świadek i drużba nie może być jedną osobą – zaśmiała się Ruda.
– Będę drużbą?! Od zawsze o tym marzyłem! Będziecie mieć najlepsze zabawy na świecie! Muszę jak najszybciej zacząć planować.
Hermiona wraz z Malfoyem z zażenowaniem patrzyli na odgrywającą się scenkę. Owszem, bycie świadkiem na ślubie ich najlepszych przyjaciół było dobrym pomysłem, o ile nie mieliby tego robić razem. A w takiej sytuacji zmusi ich to do wzajemnej współpracy. Wieczór kawalerski i panieński, pomoc w wyborze dekoracji, ubioru, jedzenia… Wszystko musieli robić razem, a tego nie umieli sobie wyobrazić. 
– Nie uważam, że jest to dobry pomysł – zaprotestowała Hermiona.
– Sam się sobie dziwię, ale muszę przyznać jej rację – zawtórował Draco. 
Na twarzy Ginny pojawił się szczery uśmiech. 
– No cóż, nie macie wyboru.


***

Słońce chyliło się ku zachodowi. Hermiona siedziała nad brzegiem jeziora West Bear rozkoszując się ostatnimi dniami jesieni. Mimo, iż była ubrana w grubą, puchową kurtkę to i tak było jej bardzo zimno. Widok, który miała przed oczyma był przepiękny. Niebo mieniło się czerwono pomarańczowymi barwami, a słońce zdawało się zatapiać nad horyzontem. Z drzew otaczających jezioro liście spadły już dawno, pływając teraz po tafli niczym nie zmąconej wody. Nagle ten romantyczny nastrój przerwały kroki zbliżające się do kobiety.
– Dzień dobry – rzekł mężczyzna. – My się chyba jeszcze nie znamy. 
– Nie powiedziałabym… – odpowiedziała Hermiona, odwracając się twarzą do rozmówcy.
Na twarzy dopiero co przybyłego osobnika wymalowało się zdziwienie.
– O kurwa. Co ty tu robisz? – zapytał zmieszany Malfoy. 
– Mieszkam. 
– Jak to mieszkasz? Tu? I nic nie powiedziałaś? 
– Śmiesznie było przyglądać się temu jak budujesz tu swój dom, wprowadzasz się i mieć w głowie myśl, że twój wyraz twarzy będzie niezapomniany, gdy dowiesz się, że jestem twoją sąsiadką – zaśmiała się była Gryfonka. – A wracając, zepsułam ci szansę na podryw? 
– Zdecydowanie. Myślałem, że spotkam tu miłość swojego życia, a to tylko ty, Granger. 
– Miło mi to słyszeć, a teraz pozwól, że pójdę do domu. 
– Może mnie zaprosisz, co? Sąsiadów trzeba poznać – zadrwił były Ślizgon. – Szczególnie tych, których uważa się za „bogów drinków”.
Dziewczyna w odpowiedzi prychnęła i udała się w stronę swojego domu. W porównaniu do domu Malfoya był on naprawdę malutki, jednak nie przeszkadzało jej to. Był jej i tylko jej i to wystarczało.


***

Przechadzając się po domu Dracona Blaise nie mógł się nadziwić jak jego przyjaciel mógł urządzić coś tak ładnego. Wszystko do siebie pasowało, mało co było w odcieniach zieleni czy szkarłatu, co u Malfoya było dość dziwne, gdyż kolor zielony był u niego zawsze numerem jeden. Luksusowe meble, eleganckie dodatki i ten zapach, w całym domu roznosił się zapach drogich, męskich perfum. 
– Smoku, chyba dwa dni po domu latałeś i pryskałeś tymi pachnidłami, bo śmierdzi na kilometr – zażartował Blaise. – No, ale przejdźmy do rzeczy. Gdzie masz barek?
Draco zaprosił przyjaciela do dużego pomieszczenia, w którym znajdowała się czarna, skórzana kanapa, a przy niej niski stół. W ścianie był okazały, bogato zdobiony kominek, w którym płomienie ognia wesoło tańczyły tylko sobie znany taniec. Wzdłuż jednej ze ścian ciągnął się bar, na całej długości pokoju, przy którym stały stołki barowe, zaś na ziemi znajdował się duży, futrzany dywan w odcieniu szarości. 
– No, Malfoy się postarał, jak na boga drinków przystało.
– Pozwól, że tego nie skomentuję – odrzekł Draco wyciągając jedną z niezliczonych butelek Ognistej Whisky. Nalał trunek do dwóch szklanek i postawił na stoliku. 
– Siadaj – nakazał Zabiniemu, po czym podał mu szklankę z bursztynowym płynem. – Pewnie nie wiesz, czemu cię zaprosiłem? – Diabeł pokręcił przecząco głową. – Zgadnij kto mieszka obok…

Draco opowiedział przyjacielowi o spotkaniu z Granger, o tym, że kobieta mieszka obok i używając najbardziej wymyślnych epitetów opisał ją i jak się czuje w tym momencie. Co jak co, ale mieszkanie obok kogoś, kogo się wręcz nienawidzi było dla niego jak kara. Dlaczego jego sąsiadem nie okazał się Voldemort, albo chociażby Potter?! No oczywiście, musiało trafić na najgorsze – Granger. Choć obiecał Wiewiórze, że będzie miły dla byłej Gryfonki, w jego zachowaniu nie zmieniło się nic. No, nie licząc tego, że uszczuplił swój słownik o wyraz „szlama”. W sumie, jakby się tak bardziej zastanowić, to sam nie wiedział, dlaczego tak się w stosunku do niej zachowuje. Nic mu nie zrobiła, ale może, a nawet na pewno przez zasady, które wpajał mu jego ojciec przez całe życie nie mógł zaakceptować tego, że ktoś taki jak Granger ma prawo istnieć. Mógłby, a nawet chciałby się pogodzić, ale nie wiedział jak. Bo jak pogodzić się po tym, jak ktoś uprzykrza ci życie przez bite siedem lat? Wątpił w to, że sam by to komuś wybaczył. Wszyscy mu mówili, żeby nie zachowywał się jak dziecko i zakopał topór wojenny z Hermioną, ale on nie chciał tego zrobić. Nie umiał. Jeszcze ta ostatnia impreza… Po tym to już w ogóle Graner nie będzie chciała mieć z nim styczności! Chociaż jak się widzieli ostatnio, to nie wyglądała na wkurzoną, może jej przeszło? Może stwierdziła, że trzeba dać Draconowi jeszcze jedną szansę, na którą tak naprawdę nie zasługiwał?
– Halo, ziemia do Malfoya! – Blaise powtórzył po raz kolejny. – Słyszysz mnie?
– C-co? Tak, słyszę. 
– O czym tak myślałeś? 
– O Granger – powiedział, zanim zdążył się ugryźć w język. 
– No, ja też bym chciał mieć taką seksowną sąsiadkę. Zazdroszczę ci, smoku! – podsumował Blaise.


Cześć! Wracam po trzech miesiącach lenistwa, z nową dawką weny! Mam nadzieję, że zostanę tu na dłużej, bo po ponownym przeczytaniu rozdziałów stwierdzam, iż mi się podoba to, co piszę :) Serdecznie zapraszam do komentowania! 


sobota, 1 lipca 2017

5. Uczta zapoznawcza

Blondwłosy mężczyzna stał w bramie prowadzącej do jego własnego, świeżo wybudowanego domu. Był dumny z siebie, że w tak krótkim czasie udało się mu wszystko załatwić, ale także był zadowolony z budowlańców stawiających mury jego domu, którzy byli tak zawzięci, że obrali sobie za cel postawienie budynku mieszkalnego pokaźnych, jak na ich standardy, rozmiarów w równy miesiąc. Szczery uśmiech wkradł się na jego bladą twarz, gdy podziwiał swoje nowe lokum. Czuł niemałą satysfakcję patrząc na budynek. Opłacało się, cholernie.
Dom był w nowoczesnym stylu. Malfoy chciał jak najbardziej odbiec od wyglądu starych domów i dworów, gdyż nie chciał, by jego mieszkanie choć trochę nawiązywało do Malfoy Manor. Zewnętrzne ściany domu pokrywały trzy różne faktury: drewno, kamień oraz tynk. Ściana, na której znajdowały się drzwi wejściowe była nieco wsunięta w głąb, a nad nią powstał daszek chroniący posadzkę przed deszczem. Boku domu pokryte były mahoniowymi, drewnianymi deskami elewacyjnymi, zaś powierzchnię pod dużymi oknami obłożono szarym kamieniem. Reszta ścian potraktowana została białym tynkiem. Od ogrodzenia do schodków prowadzących do drzwi położona była popielata kostka, układająca się w prostą ścieżkę. Wokół niej znajdowały się małe lampy oświetlające drogę. Z tyłu domu dumnie prezentował się duży taras, obłożony dokładnie tymi samymi deskami, które prezentowały się na przodzie budynku. Na razie nic tam nie było, oprócz zabudowanego kominka, który w przyszłości miał służyć jako grill.
Draco z radością uchylił bramę, by już po chwili znaleźć się przy drzwiach wejściowych i siłować się z zamkiem. Wreszcie, gdy ten ustąpił, arystokrata postawił pierwszy krok w swoim nowym, własnym domu. O ile w budowie pomagał jak tylko mógł, to umeblowanie pozostawił w rękach zaprzyjaźnionej projektantki wnętrz – Mirandy Hoff. I tym razem się na niej nie zawiódł. Od samego wejścia uderzyła w niego elegancja i gustowność tego miejsca, i chłód. Cholera, ogrzewanie – pomyślał.
Po przekroczeniu progu mężczyzna znalazł się w otwartym holu, z którego od razu przechodziło się do salonu. Oba pomieszczenia, jak i większość domu utrzymana była w stonowanych barwach szarości, bieli oraz czerni. Salon zdawał się być podzielony na dwie części: jadalnianą i wypoczynkową, które łączył duży, marmurowy kominek z oszkloną szybą. Draco postanowił od razu rozpalić w kominku, gdyż było mu niewyobrażalnie zimno.
Część wypoczynkowa znajdowała się po lewej stronie pomieszczenia, a w jej skład wchodził olbrzymi telewizor z najnowszym kinem domowym, czarna, skórzana kanapa wraz z fotelami i stolik kawowy. Obok były przeszklone drzwi prowadzące na taras. W części jadalnianej, dużo mniejszej, stał dość długi stół z krzesłami do kompletu.
Malfoy przeszedł z salonu do kuchni, która mieściła się w pomieszczeniu obok, zlustrował ją wzrokiem i zacmokał z zadowolenia ustami. Czarno-biała kolorystyka, nowoczesne meble z najnowszych kolekcji, no i oczywiście czarny, marmurowy blat. Kuchnia idealna dla tak zapalonego kucharza jakim był blondyn, bo wbrew powszechnej opinii o arystokratach, uwielbiał gotować i nie wykorzystywał do tego skrzatów.
Następnie zwiedził łazienkę, oraz pokoje znajdujące się na piętrze. Było ich cztery, a jeden z nich pełnił rolę sypialni mężczyzny. Ściany w odcieniach szmaragdu, do tego ciemne, prawie czarne meble i łóżko mieszczące zapewne trzy, może cztery osoby. Ze swojego okna Draco miał widok na dom swoich sąsiadów oraz jezioro mieszczące się zaraz obok. W pomieszczeniu nie zabrakło oczywiście barku, w którym roiło się od różnego rodzaju alkoholu. Chyba jestem uzależniony – pomyślał sięgając po nieotworzoną jeszcze butelkę Ognistej. Jeden łyk jeszcze nikogo nie zabił.
****
– Mamo, nawet nie wiesz jak tęskniłam – zaszlochała Ginny. – Przepraszam…
– Ciii, skarbie już dobrze – upokoiła córkę kobieta, gładząc ją po włosach. – Gdzieś ty się podziewała?
– To długa historia…
– Domyślam się, skoro nie było cię dwa lata! Siadaj i się tłumacz – rozkazała.
Ginevra posłusznie zajęła miejsce na kanapie i zaczęła opowiadać. Nie ominęła żadnego szczegółu, powiedziała nawet o Kawie i ciastku. Z jej każdym słowem, oczy Molly Weasley zdawały się coraz bardziej rozszerzać. 
– Ż-ż-że co? Jesteś z tym Nottem? I przyjaźnisz z Zabinim i Malfoyem?! To śmierciożercy! Ginevro Molly Weasley przywołuję cię do porządku! Oni ci już kompletnie pranie mózgu zrobili! Nie zgadzam się ani na ten związek, ani na tę przyjaźń! A nazwiska Malfoy nie chcę już nigdy, przenigdy słyszeć! – wybuchnęła starsza kobieta po tym, jak jej córka skończyła opowieść.
– Planujemy ślub z Teodorem i nic nie… Mamo! – Pani Molly Weasley z nadmiaru przerażających informacji zemdlała.

Pół godziny później, gdy sytuacja się ustabilizowała, a Molly przyswoiła do siebie usłyszane od córki nowiny, Ginny wytłumaczyła jej na spokojnie, że Teodor i Blaise nie są źli, a Malfoy… no, cóż próbuje nie być zły. Kiedy matka przemyślała pewne rzeczy, nawet zaczęła się cieszyć ze szczęścia córki.
– Może przyprowadziłabyś do nas swojego narzeczonego? Chciałabym go z tatą poznać – zaproponowała.
– Wiesz, mamo… Może wy byście nas odwiedzili? Pokazałabym wam jak mieszkamy.
– Świetny pomysł! Zrobię twoją ulubioną szarlotkę, dobrze? 
– Dobrze – uśmiechnęła się najmłodsza latorośl Weasleyów. – Zaproszę też Hermionę, Blaise’a i Draco.

Uśmiech spełzł z twarzy Molly. O ile cieszyła się, że wreszcie zobaczy swoją byłą, niedoszłą synową, to wizja spotkania z dwoma pozostałymi osobnikami nie za bardzo jej się podobała.
– A Hermiona? Jak się jej wiedzie? – zapytała zatroskana rudowłosa pani.
– Dobrze, widuję się z nią regularnie. Mieszka w pięknym, małym domku nad jeziorem i z tego co mi mówiła, jest zachwycona. Pozbierała się po rozstaniu z Ronem, chociaż wydaje mi się, że w środku nadal coś do niego czuje, w końcu nie są razem dopiero miesiąc. 
– Jedyne co może do niego czuć, to obrzydzenie – skomentowała. – Zamierzasz go zaprosić na ślub?
– Kogo? Rona? Tak mamo, w końcu to mój brat, a to że przyjdzie z Potterem mnie nie wzrusza. Minęły ponad dwa lata i już nic kompletnie nie czuję. Jego miejsce zajął Teodor i bardzo się z tego cieszę. Wreszcie czuję się szczęśliwa. 

***

Przy długim stole w jadalni Teodora Notta siedzieli przybyli goście. Każdy różnił się od wszystkich i nijak nie pasował do pozostałego grona. Pani Weasley nieśmiało uśmiechała się w stronę Hermiony, ta zaś nerwowo obrywała skórki. Blaise Zabini wraz Malfoyem pochłonięci rozmową, zdawali się nie zauważać nikogo oprócz nich, a Teodor, Ginny i jej tata siedzieli w ciszy, tępo wpatrując się w tylko im znany, oddalony punkt.
– Panie Nott – zaczęła niepewnie Molly – ma pan piękny dom. 
Kobieta rozglądnęła się po jadalni. Beżowe ściany zdobione były złotymi listwami, w kącie swoje miejsce miał spory bar z różnorakim alkoholem. Obok wejścia znajdował się pokaźnych rozmiarów marmurowy kominek, kolorem wpasowujący się w odcień ścian. Nad stołem wisiał ogromny, kryształowy żyrandol. Starsza kobieta pierwszy raz gościła w tak eleganckim i pełnym przepychu domu. 
– Tylko nie pan, za niedługo będziemy rodziną – uśmiechnął się Teodor wyrwany z konsternacji. – Proszę mi mówić Teodor, albo Teo.
– Dobrze, więc mów mi mamo! – Kobieta wesoło klasnęła w dłonie.

Na stole pojawiły się przeróżne potrawy, od sałatek, przez indyka, na ciastach kończąc. Nie zabrakło również szarlotki przyniesionej przez panią Weasley.
– Blaise, Draco. – Ginny zwróciła uwagę mężczyznom. – Nie jesteście tutaj sami, jak widzicie. Może przestalibyście podśmiechiwać się pod nosem i zaczęlibyście konwersację z nami. 
– Nie uważam, by… – zaczął Malfoy.
– Ależ oczywiście. Pani Weasley, pani szarlotka jest wręcz prze-prze-przewyborna! W życiu takiej pysznej nie jadłem, a jest to moje ulubione ciasto. Jak to się stało, że macie państwo tylko jedną córkę? – Z Blaise’a wypłynął potok słów. – Uważam, że Teo i Ginny są świetną parą, uwielbiam ich! To są moje dwa gołąbki, a Hermiona to moja przyjaciółka, Draco też! Ale on nie chce się do niej przekonać, może to przez jej wygląd. Jest przepiękna i myślę, że Malfoy po prostu jest tak nią zauroczony, że… 
– DOŚĆ! – przerwał mu blondyn. – Skończ pierdolić. 
– Sam skończ! 
– Oboje skończcie! – wrzasnęła Ginny. – Spotkaliśmy się tu, żeby miło spędzić czas i byście mogli poznać bliżej moich rodziców. Coraz bardziej żałuję, że was zaprosiliśmy.
– Skarbie, nie przesadzaj… – uspokoił kobietę jej narzeczony. – Korzystając z okazji, że jesteśmy tutaj wszyscy razem, chcielibyśmy z Ginny coś ogłosić. – Mężczyzna wstał, łapiąc za rękę swoją wybrankę. – Pobieramy się i chcielibyśmy was dzisiaj na ten ślub zaprosić. 
Wtem przed gośćmi pojawiły się zaproszenia zdobione w delikatne, kwiatowe wzory. Hermiona wzięła swoje zaproszenie do rąk i otworzyła je. Na samej górze widniało poruszające się zdjęcie przedstawiające całującą się parę – Ginny i Teodora.

ZAPROSZENIE
Ginny Weasley i Teodor Nott
mają zaszczyt zaprosić
Hermionę Granger wraz z osobą towarzyszącą
na Uroczystość Zawarcia Związku Małżeńskiego,
która odbędzie się w dniu 20 stycznia 2005 roku
o godzinie 14:00 w Dworze Państwa Nott.

„Miłość zaczyna się wtedy,
kiedy szczęście drugiej osoby

jest dla Ciebie ważniejsze niż Twoje.”

– Nie rób tego, Teo! Ta ruda małpa zniszczy ci życie! – zaprotestował Blaise śmiejąc się.

Atmosfera rozluźniła się i wszyscy po skończonym posiłku rozgadali się na dobre. Pan Weasley dyskutował z Teodorem na temat najnowszych telewizorów wprowadzonych właśnie na magiczny rynek, Ginny z Hermioną i Molly rozwodziły się na temat wyboru sukni ślubnej, menu oraz dekoracji Sali Balowej znajdującej się w Dworze, zaś Draco i Blaise udali się w stronę barku, by skonsumować swój ulubiony ognisty trunek. 
– Diable, jeszcze raz będziesz pieprzył głupoty na mój temat, to ci łeb ukręcę – zagroził blondwłosy mężczyzna. 
– Spokojnie, spokojnie. Ja widzę, że ona cię kręci! Kręci cię tak bardzo jak tamten gość na tej pamiętnej imprezie Teodora. 
– Ona mnie nie kręci! To plugawa, brudna szlama! Z trudem znoszę jej towarzystwo.
– Oj, już nie przesadzaj. Widzę jak na nią patrzysz.
– Z nienawiścią i pogardą?
– Z zafascynowaniem. 
Malfoy już wymierzał cios w ramię ciemnoskórego przyjaciela, gdy podszedł do nich przyszły pan młody.
– O czym rozmawiacie? – zapytał.
– O…
– O tym, że Draco się zabujał w Granger i jego miłość jest tak wielka jak stąd do Hogwartu. – Mężczyzna wykonał ręką ruch, pokazując daleko oddalony punkt.
– Nie ważne. Ginny powiedziała, że chce zaprosić Weasleya.
– Którego? Jej wszyscy bracia mają tak na nazwisko – skomentował Draco.
– Rona.
– Po chuj? Żeby przyszedł z Potterem i w środku imprezy zaczęli się obściskiwać na stole? Nie, dzięki.
– W sumie, nasz Teodorek chyba lubi takie klimaty – zażartował czarnoskóry, lecz czym prędzej przywołał się do porządku, gdy napotkał nienawistne spojrzenie przyjaciół. – Dobra, już nie będę.

– Draco, zrób każdemu po drinku. Mama Ginny powiedziała, że bardzo chciałaby spróbować drinka stworzonego przez ciebie oraz, że ma nadzieję, że jej nie otrujesz. 
– A co ja jestem? 
– Mój przyjaciel. Dla Hermiony też masz zrobić.
– Oczywiście, twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, panie Nott – zakpił Draco. Dla Granger to ja zrobię mój specjał – dodał w myślach.

Chwilę później wszyscy rozkoszowali się podanymi im kolorowymi drinkami. Hermiona, tak jak przewidział Draco, krzywiła się niemiłosiernie, lecz piła dzielnie łyk za łykiem.

– Dość… dość mocny ten drink – wydukała szatynka. – Ale jaki pyszny – upiła spory łyk – o, Merlinie! 
Kobieta szybko wypiła swój napój alkoholowy i poprosiła o jeszcze jednego, a zaraz kolejnego.

Po około pół godzinie szatynka ledwo trzymała się na nogach. Wypiła pięć specjałów Draco i niestety było to o pięć za dużo. Przy stole panował wesoły gwar, nikt już nie czuł granicy między nimi i wszyscy swobodnie rozmawiali na dowolne tematy. Żaden z gości ani gospodarzy, oprócz Malfoya, nie zauważył jak Hermiona powoli osuwa się w dół, w stronę podłogi. Kilka sekund później leżała już, smacznie śpiąc, na jasnobrązowym parkiecie. 

Właśnie o taki rozwój sytuacji chodziło Draco. Upić ją do nieprzytomności, żeby nie musieć patrzeć na jej szlamowatą osobę. Cóż, on chyba nigdy nie przestanie pałać do Granger nienawiścią.


– Hej, gdzie jest Hermiona? – zapytała w końcu Ginny.
– Leży – odpowiedział jej Draco z uśmieszkiem na ustach.
– Gdzie? 
– Na podłodze. – Jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
Ginny spojrzała obok i faktycznie, jej przyjaciółka smacznie spała pod nogami stołu. 

– Ty cholero! Coś ty jej dał do tych drinków?!
– Same dobre rzeczy, Weasley, same dobre rzeczy.

Baaardzo długo nie było tego rozdziału, chociaż już dawno był napisany i czekał na opublikowanie. Nie miałam czasu, miałam dużo na głowie, nauka, obowiązki. Ale teraz, gdy mam wakacje,wreszcie mam trochę wolnego czasu i mogę pisać :) Zachęcam do komentowania! 

środa, 3 maja 2017

4. (Nie)samotne noce

Harry Potter usadowił się wygodnie na kolanach swojego rudego partnera. Minęło sporo czasu od ujawnienia ich związku przez prasę, więc dziennikarze nie interesowali się już ich poczynaniami. Mogli spokojnie rozkoszować się przyjemnościami płynącymi z ich wspólnego pożycia. Co prawda, Ron nie mieszkał już w Norze, ponieważ po tym jak jego matka dowiedziała się o związku z Potterem, kazała mu w trybie natychmiastowym opuścić dom. Mimo jej ogromnej sympatii do Harry’ego, nie mogła przeboleć tego, że jej własny syn jest homoseksualistą. Po całej tej akcji, mężczyźni zamieszkali w domu Pottera, który dzięki jego pokaźnemu majątkowi był jednym z najbardziej gustownych i drogich budynków w okolicy. Wybraniec kupił go po rozstaniu z Ginny, gdyż nie czuł się dobrze mieszkając w Norze.
Salon, w którym przebywała para był elegancko urządzony. Białe meble kontrastowały z czarną, skórzaną kanapą i fotelami. Jedną ścianę pokrywały regały z książkami, które w większości stanowiły ozdobę, ponieważ ani Harry’ego, ani Rona nie ciągnęło do czytania. No, chyba że o Quidditchu. W kącie stał minibar, zaopatrzony w dużą ilość alkoholu. Mężczyźni lubili wieczorami upijać się, po to, by po wszystkim lądować w łóżku. Ot, taka ich tradycja.
Weasley odgarnął z czoła Pottera kosmyki przydługiej już grzywki. Uśmiechnął się do niego czule.
– Nie żałuję, że nas wtedy nakryli – szepnął.
– Wiesz co, Ron? Głupio się czuję. Niby sam zerwałem z Ginny, by z tobą być, ale szkoda mi Hermiony. Ona tak cię kochała… 
– A myślisz, że moja siostra ciebie nie? Złamałeś jej serce! 
– Hej! Nie krzycz, oboje głupio postąpiliśmy, tak? Czasu nie cofniemy, a teraz przynajmniej jesteśmy ze sobą szczęśliwi i co najważniejsze, nie musimy udawać.
Ron kiwnął głową, przyznając rację swojemu chłopakowi. 
– Masz ochotę na herbatę? – zapytał.
– Z chęcią. – Potter się uśmiechnął pokazując rząd białych zębów.


***

Hermiona przez okno obserwowała blondwłosego mężczyznę zwiedzającego działkę znajdującą się niedaleko jej domu. Śmiała się pod nosem, w głowie mając setki wymyślonych przez nią reakcji Draco, gdy ten się dowie, kim jest jego sąsiadka. 
Musiała przyznać, że miał rozmach. Ledwo co kupił działkę, a już w ciągu kilku dniu pojawiły się pierwsze fundamenty i ściany. Biorąc pod uwagę to, iż był listopad i lada dzień mógł spaść śnieg, Malfoy spieszył się z budową. Pannę Granger dziwił fakt, że pomimo tego, iż na budowie pracowało sporo ludzi, to blondyn także pomagał. A co najlepsze, nie używał do tego magii. Ciekawa sprawa. Z wyliczeń Hermiony wynikało, że dom Malfoya, o ile będzie utrzymane tempo prac, będzie gotowy do użytku już za dwa tygodnie.

Odsunęła się od okna i poszła przygotowywać kolację, na którą zaprosiła swoją przyjaciółkę. Od zawsze lubiła gotować, więc gotowanie dla więcej niż jednej osoby sprawiło jej niemałą frajdę. Nigdy nie miała okazji popisać się kulinarnie, gdyż w domu gotowała mama, w Norze Molly, a tutaj… nie miała ochoty na wykwintne gotowanie tylko dla siebie. Po godzinnej krzątaninie w kuchni, kobieta nakryła do stołu, wyszykowała się i jedyne, co pozostało, to oczekiwanie na Ginny.
Nie dane jej było długo czekać, bo już po kilku minutach usłyszała dzwonek do drzwi, oznajmiający przybycie gościa. 
– Hej, Hermiono – przywitała się Ginny przytulając przyjaciółkę. 
– Cześć. – Panna Granger ucałowała kobietę w policzek. – Rozgość się. 
Weasley powiesiła swój szary płaszcz na wieszaku i rozpoczęła wędrówkę po domu. 
– No, muszę ci powiedzieć, że przytulnie tu masz, nie to co u nas – zaśmiała się. – Sama urządzałaś?
– Większość mebli pozostała po poprzednim właścicielu, ale mi nie przeszkadzają. Dodałam tylko parę akcentów od siebie.
– No tak – powiedziała – te regały to na pewno od ciebie. Nie sądzę, żeby ktoś inny czytał aż tyle, co ty. 
Przyjaciółki obeszły razem cały dom. Ginny była zachwycona, jednak nie szczędziła na komentarzach dotyczących ilości książek w domu panny Granger. Wreszcie zakończyły zwiedzanie na salonie połączonym z kuchnią. Bordowo-włosa zasiadła do stołu i oczekiwała kolacji. Specjalnie nie jadła w domu, bo wiedziała że Hermiona będzie wciskać w nią jedzenie tak samo, jak jej świętej pamięci babcia. Wnuki Granger z pewnością będą otyłe.

Uśmiechnęła się, gdy wreszcie przed nią pojawiło się danie. Ginny musiała przyznać, że przyjaciółka się postarała. 
– Łosoś z suszonymi pomidorami – wytłumaczyła. – Mój specjał, smacznego.
Do kolacji była Gryfonka podała również wino, które idealnie współgrało smakiem z przepyszną, rozpływającą się w ustach rybą.

Po skończonym posiłku i dwie butelki wina później kobiety rozluźniły się, a rozmowy stoczyły się na coraz to błahe tematy. 
– Wiesz co? Nie mów nikomu, ale Malfoy się buduje obok – parsknęła Hermiona. – On nie wie, że ja tu mieszkam. 
– No to będzie miał niespodziankę. Tak w ogóle, to jak się czujesz po ostatniej imprezie u nas? 
– W sumie, nie było tak źle, jak się obawiałam. Malfoy na początku był niemiły i szczerze powiedziawszy, chciałam wyjść, ale już po kilku drinkach mu przeszło.
– Wiem, wiem… Na początku też nie pałał do mnie zbytnią sympatią. Ba, przez kilka miesięcy próbował wybić Teodorowi z głowy nasz związek. No, ale jak widać, nie udało się. – Ginny uśmiechnęła się triumfalnie. – A jak tam w pracy?
– Wiesz… Coraz bardziej mnie to przytłacza. Na początku było świetnie, spełniałam się, ale teraz? Teraz już sama nie wiem. Chciałabym zrezygnować i założyć szkołę tańca. 
– No to na co czekasz? Uwielbiasz tańczyć, a jesteś idealnym nauczycielem! Rzuć tę pracę w cholerę i spełniaj się! Nie będziesz wiecznie młoda. 
– Może i masz rację… 
– Hermiona?
Kobieta spojrzała smutnym wzrokiem na przyjaciółkę. Po dużej ilości alkoholu wspomnienia uderzyły w nią ze zdwojoną siłą. Była bliska płaczu, ale nie mogła pokazać, że nadal ją to boli. Musiała być silna.
– Tak?
– Widzę, jak się męczysz. Jesteś tutaj bardzo samotna, prawda? 
– W sumie, to…
– Przyjedź do nas na święta. Zostaniesz aż do sylwestra, nie będziesz tu siedzieć sama jak palec.
– Ja nie wiem… Nie chcę się wam narzucać. 
– Nikomu się nie będziesz narzucać! To już postanowione – uśmiechnęła się Ginny. – A teraz słuchaj, mogę zostać u ciebie na noc? 
– Pewnie – ożywiła się Hermiona na fakt, iż tej nocy nie będzie spać sama.


***

Drzwi prowadzące do salonu Notta otworzyły się z hukiem, a w progu stanął Blaise z zaciętym wyrazem twarzy. Zaraz za nim pojawił się Draco.
– Teodor! Przybyliśmy uratować cię przed samotnością czekającą cię dzisiejszej nocy – zawołał czarnoskóry mężczyzna zbliżając się do przyjaciela. 
–  To znowu wy… – mruknął zawiedziony Nott. 
– No, a kogo się spodziewałeś? Księcia na białym hipogryfie? Ginny cię opuściła, to ktoś musi zapełnić pustkę w twym łóżku, nie? 
– Nie wiem jak ty Blaise, ale ja przyszedłem się napić w towarzystwie moich kolegów. Nie wnikam, co będziecie robić po tym, jak wrócę do domu – zaśmiał się Malfoy stawiając butelkę Ognistej na stole. 
Gospodarz nie spodziewał się tej wizyty, a wręcz chcąc jej uniknąć nic nie mówił o wypadzie Ginny do Hermiony. No, ale Zabini zawsze wiedział wszystko, nie wiadomo skąd. Cholerny jasnowidz. 
– Dobra, jak już jesteście i przynieśliście – spojrzał na butelkę Ognistej – alkohol, to w ostateczności mogę was przyjąć. 
Zadowolony Blaise skoczył na kanapę i rozłożył się na niej. Uśmiechnął się uwodzicielsko w stronę przyjaciela i zacmokał. 
– Zabini, kurwa, bo zaraz stąd wylecisz! – warknął Nott.
– Dobra, dobra, nie tak ostro, mój ty ogierze – zaśmiał się Blaise, jednak gdy zobaczył narastającą złość w oczach Teo, przestał. – Już nie będę.

Blaise odgrywał taką scenkę za każdym razem, gdy tylko spotykał Teodora. Jednak nie było to nieuzasadnione zachowanie. Otóż, pewnej nocy na jednej z dyskotek, na którą trafiła trójka przyjaciół, Nott zdecydowanie przesadził z alkoholem. Zaczęło się niewinnie, od tańca z przypadkowymi kobietami. To jednakże było dla niego za mało i powędrował na stolik, by wirować tam w rytm muzyki. Nagle ujrzał cudną kobietę, jak wtedy myślał, więc postanowił czym prędzej do niej podejść i poderwać. Zeskoczył ze stolika i chwiejnym krokiem, cały czas obserwowany przez Malfoya i Zabiniego, przemknął do blondwłosej piękności. Zanim zdążyła się odezwać resztka rozumu, niezmącona jeszcze przez nadmiar alkoholu, pocałował ją. Po namiętnym i jakże cudownym pocałunku, Teo otworzył oczy. Wreszcie dostał odpowiedź na nurtujące go pytanie, chodzące po jego głowie w trakcie skradania buziaka nieznajomej Co mnie tak kłuje w twarz? 
Okazało się, że właśnie całował się z mężczyzną. Co lepsze, on wcale nie wyglądał jak kobieta! Nott momentalnie wytrzeźwiał. Zdołał tylko bąknąć ciche Przepraszam, nim uciekł w stronę wyjścia.

Było to jeszcze przed poznaniem Ginny, więc już grubo ponad trzy lada, jednakże Blaise nie dał mu o tym zapomnieć. Jedynie wtedy, gdy jego kobieta była w pobliżu, miał spokój, ponieważ Zabini był na tyle miłosierny, że postanowił nie mówić Weasley o przygodzie jej narzeczonego. Chociaż tyle. Na szczęście Malfoy nie był aż tak pamiętliwy i nie dołował przyjaciela jeszcze bardziej. On powstrzymywał się od komentarzy i uważał, że Blaise także powinien skończyć wyśmiewanie się z Teodora.
– To za co dziś pijemy, panowie? – zapytał Malfoy sięgając po butelkę. 
– Za naszą niekończącą się przyjaźń! – zawołał Zabini. 
– Za przyjaźń – zawtórowała pozostała dwójka mężczyzn.

Po kilkunastu kolejkach, Blaise postanowił włączyć muzykę i przedstawić kolegom swoją nową, autorską choreografię. Gdy pierwsze dźwięki zaczęły wydobywać się z głośników, ten rozpoczął wyginać się w niezidentyfikowany dla jego towarzyszy sposób. Na początku ich to bawiło, lecz gdy Zabini przystąpił do zdzierania z siebie koszuli, a zaraz później reszty swojej garderoby, mężczyźni postanowili o zakończeniu jego pokazu. 
– Ej, właśnie miało być najlepsze! – warknął obrażony. 
– Zaprowadzę cię do jednej z sypialń, ty się nawet nie nadajesz na teleportację do domu. Zaczekaj Draco, zaraz wrócę.

Kiedy mężczyźni byli już sami, w końcu mogli porozmawiać normalnie, bez głupkowatych komentarzy Blaise’a. Był dobrym kompanem, ale po alkoholu stawał się nieznośny.

– Jak idzie budowa domu? – zapytał Teo.

– Muszę ci powiedzieć, że w miarę sprawnie. Skończyliśmy stawiać ściany, dach dzisiaj położyliśmy, no i jeszcze zostało wykończenie i wnętrze. Myślę, że na spokojnie będę mógł wprowadzić się za dwa tygodnie.
– Mam nadzieję, że zaprosisz nas na parapetówkę – zaśmiał się. – A tak w ogóle, to nawet nie miałem okazji zapytać, dlaczego się wyprowadzasz?
– Ciężko uwierzyć, że przeprowadzam się z dużego dworu do ponad połowę mniejszego domu, nie? Wiesz, przytłacza mnie ten budynek. Męczę się, widząc jak matka marnuje się u boku mojego ojca. Nie chcę na to codziennie patrzeć. Ona nie chce od niego odejść, więc to ja muszę odejść od nich.
– Rozumiem – przytaknął.
– Słuchaj, wiem, że kochasz We… – chrząknął – Ginny, ale wiesz jakie mam relacje z Granger. Nie toleruję jej, po prostu. Nie chciałbym, żebyście zapraszali nas jednocześnie.
– Dlaczego? Na ostatniej kawie i ciastku w miarę dobrze się dogadywaliście, nie?
– Nie.
– Cóż, będąc moim przyjacielem, musisz przyjąć do faktu to, że będziesz spotykał przyjaciółkę mojej kobiety. Poza tym, Hermiona nie jest taka zła. Spróbuj ją polubić.
– Nie namawiaj mnie do takich rzeczy! – krzyknął Draco i teatralnie splunął na podłogę.
– Jeszcze się do niej przekonasz.
Malfoy skrzywił się, po czym stwierdził, że czas już na niego i wyszedł z pomieszczenia. Po opuszczeniu ciepłego domu, uderzył go mróz panujący na zewnątrz. Cóż, nie ma co się dziwić, w końcu był listopad. Mężczyzna przeklął siarczyście poprawiając szalik, po czym teleportował się do Malfoy Manor. 

Cześć i czołem! Po trzech pierwszych rozdziałach dodanych tego samego dnia, wreszcie nadszedł rozdział czwarty opublikowany już tydzień później, a więc tak jak już to będzie regularnie.
Nie jestem z niego jakoś mega zadowolona, ale mam nadzieję, że się spodoba.
Zachęcam do komentowania i wyrażania swoich opinii ;)

Theme by Hanchesteria