Na kanapie w salonie, znajdującym się w małym domku nad
brzegiem jeziora, siedziała kobieta w towarzystwie młodego mężczyzny o
stalowych oczach i bladej jak śnieg, cerze. Osoba postronna widząc tę dwójkę,
śmiało mogłaby stwierdzić, iż jest to para bardzo dobrych przyjaciół. Ona
uśmiechała się nieśmiało, a on rzucał w jej stronę ulotne spojrzenia. Nikt,
patrząc na nich, nie powiedziałby, że ta dwójka darzy się nienawiścią.
Próbowali zrobić coś z zepsutym oknem, które otwierało się przy każdym
mocniejszym podmuchu wiatru. Draco Malfoy za punkt honoru wziął sobie pokazanie
pannie Granger, że okno spokojnie można naprawić za pomocą magii, jednak ono
nie chciało tak współpracować, jakby tego chciał. Mężczyzna coraz bardziej
zdenerwowany, rzucał w stronę otworu zaklęcie reparo pod każdym możliwym kątem, myśląc, że może trzeba trafić w
jakiś czuły punkt. Na nic się to jednak nie zdało.
– Cholera, Granger! Czy ty musisz wszystko psuć? Orabella Nuttley naprawiła
Koloseum w Rzymie tym zaklęciem! Koloseum, słyszysz? No, ale jak ty się czegoś
dotkniesz, to już nawet reparo nie
pomoże…
– Nikt cię o pomoc nie prosił! Sam to zaproponowałeś, Panie
WiemWszystkoNajlepiej.
Malfoy spojrzał na szatynkę spode łba i zaklął pod nosem. Nie miał pojęcia
dlaczego ta wredna małpa z szopą na głowie jest taka niewdzięczna. On,
wielkoduszny, w przypływie życzliwości chce jej pomóc, a ona go jeszcze obraża.
Dobre sobie! Jeszcze jeden taki tekst w jego stronę, a opuści ten dom i już
nigdy nie wróci.
Westchnął ciężko i spróbował sprowadzić rozmowę na stabilny grunt. Postanowił,
że naprawi to cholerne okno, więc to zrobi. W sumie, nawet nie miał pojęcia po
co to robił. W końcu to Granger, jej dom, jej okno i jej problem. No, ale jak
już zaproponował pomoc, to powinien słowa dotrzymać.
– Masz jakieś narzędzia? – zapytał.
– Noo… – powiedziała przeciągle.
– Tak myślałem. Idę do domu po potrzebne rzeczy, a ty w tym czasie ubierz się w
coś cieplejszego i zrób herbatę. Zimno tu masz, przeziębisz… przeziębimy się. –
Szybko się poprawił. – Nie chcę być chory przez ciebie.
Draco Malfoy i troska? To ze sobą nie gra, to nawet źle brzmi! Skarcił się w
myślach za to, że mówił wcześniej, niż myślał. Co ona mogła sobie pomyśleć?
Jeszcze sobie zacznie wyobrażać nie wiadomo co…
Hermiona zrobiła to, co kazał jej sąsiad. Nastawiła wodę na herbatę, przebrała
się w ciepłe dresy i grubą bluzę, a także rozpaliła ogień w kominku. Robiła to
niejako automatycznie, jakby słowa blondyna były czymś normalnym. A on
zdecydowanie nie zachowywał się normalnie. Najpierw nie wyrzucił jej ze swojego
domu, gdy ta przyszła z Ginny, później zaproponował jej naprawę tego
nieszczęsnego okna, a teraz to. Powiedział to z taką troską i życzliwością, że
aż jej się ciepło na sercu zrobiło. Dawno nikt się o nią nie troszczył…
Ostatnio chyba pani Weasley, gdy Hermiona była jeszcze z Ronem. No właśnie,
Ron. Od przeczytania listu od niego targały nią sprzeczne emocje. Z jednej
strony nienawidziła go i chciałaby, żeby Weasley w ogóle nie istniał. Z drugiej
zaś, nadal coś do niego czuła i bała się, że gdy będzie miała z nim bliższy
kontakt, nie zapanuje nad sobą. Dlatego na wesele Teo i Ginny musi iść z kimś.
Po pierwsze, aby zemścić się na Ronie, a po drugie, żeby nie myśleć o nim.
Tylko z kim mogłaby iść…
– Jestem – oznajmił zimnym tonem Draco.
– Dobrze. Herbatę masz na stole – wskazała dłonią na stolik obok kanapy. – Nie
uważasz, że jest za późno na takie naprawy? Może zrobisz to jutro?
– I będziesz marzła całą noc? – Znów nie zdążył ugryźć się w język. Alkohol
wypity na parapetówce zdecydowanie zmienił jego tok myślenia. – To znaczy,
miałem na myśli, że zimno jest i w ogóle… Nie ważne. Naprawię to okno teraz i
tyle!
Hermiona postanowiła nie wtrącać się już w męskie sprawy i
dała spokojnie pracować Draconowi. Od czasu do czasu próbowała go zagadnąć,
jednak ten nie odpowiadał. Znużona ciszą przerywaną przez postukiwanie młotka i
skrzypienie śrubokrętów, zasnęła na kanapie otulona w koc.
***
– Jest pani zdecydowana, panno Granger? – zapytał
Minister.
– Tak, praca tutaj nie satysfakcjonuje mnie. Mimo, iż bardzo miło było mi tutaj
pracować, to potrzebuje w moim życiu zmian, sam pan rozumie.
– Tak, oczywiście. To tylko i wyłącznie pani wola. Jednakże, było nam bardzo
dobrze z panią pracować i jesteśmy dumni, że to akurat pani, panno Granger,
reprezentowała nasze Ministerstwo w zagranicznych kontraktach.
Hermiona uśmiechnęła się ciepło i wyciągnęła rękę w stronę mężczyzny. Ten uścisnął
ją.
– Cóż, nie pozostało mi nic innego, niż życzyć pani powodzenia.
– Dziękuję. – Po raz ostatni spojrzała na pracodawcę, wyswobodziła rękę z
uścisku i opuściła jego gabinet.
Skierowała się w stronę pokoju, w którym przez dłuższy czas
pracowała. Rozglądnęła się po niedużym pomieszczeniu, zabierając z biurka dwa
kartony wypełnione jej rzeczami. Spojrzała po raz ostatni na pusty już gabinet
i zamknęła za sobą drzwi. Właśnie otworzył się przed nią zupełnie nowy
rozdział.
Wreszcie nie będzie musiała codziennie oglądać twarzy kogoś, kto sprawił jej
tyle bólu. Ostatnio, niby przypadkiem coraz częściej widziała go w pobliżu.
Spoglądał na nią tęsknie. Wiedziała, że nadal czeka na jej odpowiedź w sprawie
ślubu jego siostry, jednak nie chciała dawać mu tej satysfakcji i wysyłać mu
listu. Postanowiła, że rozdział z tytułem „Ronald Weasley” został zamknięty i
już nigdy nie zostanie ponownie otwarty.
***
Dni mijały coraz szybciej, a Hermiona zanim się obejrzała,
był już dwudziesty grudnia. Wszystko przez jej codzienne poszukiwania pracy.
Jej marzeniem była praca w szkole tańca i właśnie w takiej szkole szukała
zatrudnienia. Jednak nie było to łatwe, gdyż w magicznym świecie nie było tak
wiele szkół jak myślała. Poza tym, nie miała żadnego wykształcenia wspólnego z
tańcem i chociaż była to jej pasja, to musiała zdobyć doświadczenie, by
ktokolwiek zechciał ją zatrudnić. W młodszych latach, gdy jeszcze nie
wiedziała, że jest czarownicą, uczęszczała na wiele kursów z różnych rodzajów
tańca, by cały czas się uczyć czegoś nowego. Później nie miała już na to czasu,
gdy wracała do domu tylko na święta i wakacje. Po ukończeniu Hogwartu także nie
miała okazji to chwalenia się swoimi umiejętnościami. Ron nie uznawał czegoś
takiego jak taniec, sam nigdy nie poprosił szatynki do tańca, ale nie pozwalał
jej też tańczyć z kimś innym. Musiała dotrzymywać mu towarzystwa przy stole
obłożonym alkoholem, wysłuchiwać nudnych, męskich pogaduszek i przyglądać jak
jej przyszły mąż coraz bardziej bełkocze. Tańczyła tylko wtedy, gdy Rona nie
było w domu. Wtedy, gdy wracała z pracy i miała chwilę wolnego, rzucała się w
wir gorących, latynoskich nut czy spokojnych, romantycznych melodii.
Leżała tak, obłożona gazetami z pozaznaczanymi ofertami
pracy, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Szybko zebrała się z kanapy i wstała, by
otworzyć.
– Co ty tu robisz? – zapytała ze zdziwieniem.
– Jak to co? Już nie można przyjaciółki odwiedzić? – odpowiedziała pytaniem na
pytanie Ginny, po czym wepchnęła się do domu. – Na Merlina, kobieto! Co ty
robisz? Wszędzie leżą gazety, a ty wyglądasz jakbyś się nie widziała w lustrze
przez co najmniej tydzień!
– Szukam pracy – odrzekła zgodnie z prawdą.
– Nic nie osiągniesz takim szukaniem, daj sobie na razie spokój. Odpocznij,
zrelaksuj się! Za chwilę święta, a ty pewnie nawet nie pamiętasz o tym, że
spędzasz je u nas!
Hermiona otrząsnęła się i przyznała Ginny rację. Kompletnie
wyleciało jej z głowy, że dostała zaproszenie na wigilię do Nottów. To już za
cztery dni, a ona nawet nie kupiła prezentów.
– Tak myślałam – dopowiedziała Ruda widząc malujące się
zażenowanie na twarzy przyjaciółki. – Ogarnij się i jedziemy na zakupy. –
Hermiona skinęła głową i poszła do łazienki, by się odświeżyć.
Ulicę Pokątną pokrywał śnieg. Na oknach domów pojawiły się
piękne wzory malowane przez mróz. Chociaż na zewnątrz temperatura wynosiła dużo
poniżej zera, to ulice były zatłoczone równie bardzo, co w lecie. Co chwilę
przewijały się grupki czarodziejów i czarownic wchodzących do kolejnych
sklepów, by kupić świąteczne prezenty, spotkać się przy ciepłym napoju, czy
kupić jakieś świąteczne ozdoby. Mimo, iż była już siedemnasta i na dworze było
już ciemno, to latarnie i światełka
porozwieszane na wszystkich domach i witrynach sklepowych dawały mocne światło,
które odbijało się w białym śniegu leżącym na ulicach.
Dwie przyjaciółki idące ramię w ramię przechadzały się
spokojnie, podziwiając świąteczną atmosferę panującą w miasteczku. Po przybyciu
tutaj, poszły najpierw do Dziurawego Kotła, by rozgrzać się gorącym kremowym
piwem z dodatkiem imbiru. Rozsiadły się wygodnie i chcąc nie chcąc musiały się
nagadać, gdyż ostatni raz widziały się u Malfoya.
– I co, Minister nie był zadowolony, że odchodzisz? – zapytała z zaciekawieniem
Ginny.
– No, nie wyglądał na szczęśliwego – zaśmiała się – ale koniec końców, życzył
mi powodzenia, więc myślę, że nie będzie żywił do mnie większej urazy. A tak
zmieniając temat, kto będzie na wigilii? Nie wiem komu mam kupić prezent.
– Będę ja – zachichotała Ginny – Teo, zaprosiliśmy też Blaise’a i Draco. Oboje
nie odmówili, więc myślę, że będą. Nie sądzę, żeby Malfoy chciał spędzać święta
samotnie albo w Malfoy Manor, w końcu mówił, że już nigdy tam nie wróci.
– Myślisz, że nie będzie im przeszkadzać moja obecność? Ostatnio Malfoy nie był
zadowolony z tego, że mnie przyprowadziłaś.
– W tym przypadku nie ma nic do gadania, bo to nie jego dom. Poza tym, wszyscy
zostali poinformowani, że będziesz. Nie masz się czego bać.
– A twoi rodzice? Nie przyjdą?
Ginny wyraźnie posmutniała. Kiwnęła smętnie głową, ale zaraz podniosła wzrok na
Hermionę i uśmiechnęła się.
– Ostatnio nie bardzo pasowało im towarzystwo Malfoya i Zabiniego. Obiecali za
to, że pojawią się w Boże Narodzenie, więc nie mam co się przejmować, po prostu
nie przywykli jeszcze do siedzenia przy jednym stole z byłymi śmierciożercami. Dobra! Koniec tego dobrego, prezenty czekają.
Hermiona z entuzjazmem pokiwała głową i dopiła swój napój. Uwielbiała prezenty,
nie tyle co je dostawać, a dawać. Widok ucieszonych twarzy bliskich sprawiał
jej ogromną radość. Cieszyła się szczególnie, gdy po raz pierwszy od dłuższego
czasu zobaczyła to na twarzach jej rodziców. Nie widziała ich bardzo długo,
ponieważ chroniąc ich zmodyfikowała im pamięć, a ci wyjechali do Australii.
Później jednak zdołała to zaklęcie odwrócić i dzięki temu odzyskała dwie
najbliższe sobie osoby. Jednak nie miała z nimi ostatnio dobrego kontaktu, z
racji jej przeprowadzki do Nory, a później do nowego domu przestała mieć czas
na wiadomości do nich, czy chociażby kilkugodzinną wizytę. Jednak postanowiła,
że w te święta odwiedzi ich i opowie wszystko co się wydarzyło przez ostatnie
kilka miesięcy. Z racji tego, że nie mieli dostępu do magicznych czasopism, nie
wiedzieli, że ich córka została zdradzona przez narzeczonego.
Kobiety najpierw udały się do sklepu z artykułami do
Quidditcha, by zakupić prezenty dla Malfoya oraz Blaise’a. Później odwiedziły
księgarnię Esy Floresy, gdzie Hermiona zakupiła książkę dla Teodora, zaś Ginny
wybrała tytuł dla przyjaciółki. Następnie rozdzieliły się, gdyż szatynka nie
chciała, żeby Ruda widziała, co kupuje jej na prezent. Tak więc, panna Granger
udała się do sklepu zoologicznego, po to, by kupić przyjaciółce kota. Panna
Weasley cały czas narzekała, że mieszkanie w dwójkę w tak ogromnym domu ją
denerwuje. Tylko cisza i spokój. Była Gryfonka pomyślała, że kobieta ucieszy
się ze zwierzątka. Weszła do sklepu i od razu w oczy rzucił jej się szary,
puchaty kot patrzący na nią z wytęsknieniem w oczach. Hermiona od razu
wiedziała, że to ten – jako jedyny spojrzał na nią z nadzieją, że go stąd
zabierze do ciepłego domu i da mu miłość, jakiej jeszcze nigdy nie mógł zaznać.
Szatynka podeszła do klatki z kotem i pogłaskała go po głowie przez kratkę.
– Już cię stąd biorę, mały – szepnęła, po czym wzięła klatkę pod pachę kierując
się w stronę kasy.
Wyszła ze sklepu i wtedy w jej głowie pojawiła się rzecz,
której wcześniej nie przemyślała. – Jak ja go przeniosę, żeby Ginny nie
zauważyła? – Po chwili jednak doszła do wniosku, że teleportuje się do domu,
zostawi kota i wróci. Tak było najbezpieczniej. Dziękowała sobie w duchu za to,
że przeczytała wiele książek na temat różnych ras kotów, gdy jeszcze miała
Krzywołapa i wiedziała, że koty rasy brytyjskiej bardzo dobrze znoszą
teleportację i przeważnie nie występują u nich jakieś niepożądane skutki
uboczne.
Obie kobiety spotkały się ponownie w umówionym miejscu,
czyli pod drzwiami Miodowego Królestwa. Tam zakupiły słodycze dla bliskich i
siebie. W końcu, po udanych zakupach, gdy było już około godziny dwudziestej,
przyjaciółki pożegnały się i teleportowały każda do swojego domu.
***
Pierwsze, co Hermiona ujrzała po otworzeniu drzwi do domu,
to totalnie zdemolowany salon. Porozdzierana kanapa, wszędzie leżący puch z
poduszek, pogryzione gazety, kable od telewizora i firanki, a na środku tego wszystkiego
leżał szary kot, szczęśliwie machający ogonem. Panna Granger spojrzała na niego
gniewnie i jednym ruchem różdżki posprzątała cały bałagan i naprawiła
zniszczone meble. Kot wyraźnie zdezorientowany, rozejrzał się po pomieszczeniu
i zmrużył oczy.
– Miałam już kota, takie zagrywki na mnie nie działają! –
warknęła i zrzuciła zwierzę ze stolika. – Idziemy do łazienki, muszę cię umyć,
bo już za cztery dni będziesz miał nową właścicielkę, musisz się dobrze
prezentować.
Kot już wiedział co go czeka, gdy tylko jego tymczasowa pani
odkręciła kurek z wodą. Szybko opuścił łazienkę i schował się w sypialni.
Hermiona jednak, znając zagrywki Krzywołapa, była szybsza i złapała go, gdy ten
próbował ukryć się pod łóżkiem. Czym prędzej włożyła go do wanny i
przytrzymując go, by nie uciekł, zaczęła myć go delikatnym szamponem. Po
krótkiej walce zwierzę poddało się i oddało się w ręce Hermiony.
Dwumiesięczna przerwa i walka z tym rozdziałem... Ale w końcu jest i muszę się przyznać, że było trudno. Gdy w końcu go napisałam, zamykając okno worda kliknęłam zły przycisk i tak większa część rozdziału odeszła w zapomnienie... Ale udało mi się napisać od nowa, jednak jest to krótsze i zdecydowanie gorsze, niż za pierwszym razem. Nie mniej jednak, mam nadzieję, że się spodoba :)
Zapowiadał się przyjemny rozdział, a tym kotem sprawiłaś, że jest jeszcze lepszy :D Widać tu parę powtórzeń, ale to już nie ważne. Bardziej mnie interesuje, co siedzi w głowie Malfoya. Zachowuje się jakby był na pierwszej randce za każdym razem, kiedy spotyka Granger. Dziwny z niego typ, ale to wciąż Malfoy :p Chciałabym poznać dalszy rozwoj spraw, więc jedyne, co mi pozostaje to z niecierpliwością wyczekiwać nastepnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńMatko, czytam już za dużo Dramione. Nigdy tego nie lubiłem, a jednak... Twój mnie zaskoczył. Właśnie dotarłem do tego rozdziału. Szkoda mi Hermiony... Po rozstaniu z Ronem wszystko musi być dla niej ciężkie.
OdpowiedzUsuńA czemu sobie nie sprawiła kota? A tak w ogóle to jak do ego doszlo, że Robi pozbył się Krzywołapka? Po rozstaniu się pozwoliła mu go zabrać na ten rzekomy spacer (w początkowych odcinkach), czy źle zrozumiałam i to było jeszcze za czasów wspólnego życia?
OdpowiedzUsuńNadal nie lubię rudzielcowatej paniusi. :D
Popraw sobie zdanie: "Obiecali za to, że pojawią się w Boże Narodzenie, więc nie mam co się przejmować, po prostu nie przywykli jeszcze do siedzenia przy jednym stole z siedzenia przy jednym stole z byłymi śmierciożercami" - chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego :)
OdpowiedzUsuń