Zimne, listopadowe powietrze wpadło przez otwarte okno w
salonie panny Granger. Ostatnio dość często zdarzało się, że zawiasy tegoż okna
nie wytrzymywały i otwierały się same pod naporem silnych podmuchów wiatru.
Kobieta przeklęła pod nosem dzień, w którym kupiła ten dom i zamknęła okno.
Mimo tego, że uwielbiała swój mały, uroczy domek, to nie mogła przestać
denerwować się na ciągle psujące się rzeczy. Z chęcią by wyremontowała swoje
lokum, ale niestety nie było ją stać w tym momencie na wydatek rzędu kilku
tysięcy galeonów. Powoli jednak odkładała pieniądze na ten cel, kiedyś trzeba w
końcu coś z tym zrobić. Nagle coś zastukało w szybę. Hermiona zdenerwowana do
granic możliwości, odwróciła się w stronę okna, by przekląć je raz jeszcze, że
znowu się samo otwiera. Jednak za szybą zobaczyła małą, szarą sowę, która z
zapałem stukała w szkło, nie zważając na wiatr, który próbował ją zdmuchnąć z
parapetu. Kobieta nie musiała się długo zastanawiać do kogo należało zwierzę, w
końcu swego czasu widywała ją bardzo często…
Kochana Hermiono!
– przeczytała, a jej twarz skrzywiła
się w obrzydzeniu. Nie miała w ogóle ochoty na czytanie tych wypocin. No, ale
przecież to Hermiona Granger, a ciekawość to jej trzecie imię, bo drugim jest wiedza.
Jak tam u Ciebie? – Nie no, świetne
rozpoczęcie listu do osoby, którą się zdradziło z własnym przyjacielem. – Wiem, że to nie najlepszy początek, ale nie
wiedziałem, co napisać… Mam nadzieję, że nie chowasz do mnie urazy za mój
wybryk z Harrym, przecież wiesz, że to było tylko jednorazowe. Chciałbym się
spotkać i wszystko wyjaśnić, choć domyślam się, że ty tego nie chcesz, szkoda.
Dostałem zaproszenie od mojej siostry – Ginny na jej ślub z niejakim Teodorem
Nottem i pomyślałem sobie, że może chciałabyś się ze mną tam wybrać? Wiesz, może
by nam się od nowa ułożyło.
Czekam na odpowiedź, zawsze kochający Ron.
Dziewczyna poczuła, że nogi ma jak z waty. Zupełnie tak, jak
ktoś, kto widzi kogoś kogo kocha. Jednak w jej przypadku odczucia było zupełnie
odwrotne. Jak on mógł mieć czelność pisać do niej, a co gorsze – zapraszać ją
na ślub Ginny? Niedoczekanie! Granger dobrze wiedziała, że będzie zmuszona
pójść sama, gdyż nie miała nikogo znajomego, kto zechciałby jej towarzyszyć.
Chociaż, jakby się zastanowić, to nadal nie odpowiedziała na zaproszenie
Mallarda. Zgromiła się w myślach za ten pomysł, przecież on jej się nawet nie
podobał.
Podniosła głowę i spojrzała na Świstoświnkę – sowę Rona,
która kiedyś należała do ojca chrzestnego Pottera. Popielata sówka przekrzywiła
lekko główkę jakby zastanawiała się nad tym, co takiego zdenerwowało kobietę.
Hermiona uśmiechnęła się ciepło i podała ptakowi odrobinę przysmaku dla sów.
– Wybacz, ale nie odpiszę na ten list. Możesz już lecieć – powiedziała i
pogładziła sowę po grzbiecie, a ta jakby wszystko rozumiejąc kiwnęła lekko
głową i wzbiła się w powietrze.
– Czy on zawsze musi wszystko komplikować? – zapytała sama
siebie Hermiona.
***
– Szybko skarbie, bo się spóźnimy – ponaglała narzeczonego
Ginny.
– Kto by pomyślał, że aż tak ci się spieszy do Malfoya. O czymś nie wiem?
Rudowłosa pokręciła zaprzeczająco głową i uśmiechnęła się. Nigdy tak dobrze nie
układało jej się z mężczyzną. Teodor był czuły i troskliwy, zawsze stawiał
ponad wszystko szczęście narzeczonej. Uwielbiała jak marszczył nos, gdy nad
czymś się zastanawiał. Kochała wplatać swoje palce pomiędzy jego zawsze
przydługie, ciemne włosy. Jego wzrok ją wręcz hipnotyzował, zawsze pełen
miłości i troski. Ginny była pewna, że mężczyzna to ten jedyny. Ten, na którego
każda kobieta czeka, niekiedy całe życie.
Teodor przeczesał palcami włosy i rzucił szybkie spojrzenie
na swoje odbicie w lustrze, po czym stwierdził, że mogą już iść. Uśmiechnął się
szeroko do swojej kobiety i podał jej swoje ramię.
– Przygotowujesz się dłużej niż ja – zaśmiała się. – A to już mówi samo za
siebie.
– Chcę się dobrze prezentować przy tobie, doceń to – oświadczył z proszącym
wzrokiem.
Panna Weasley wspięła się na palcach i pocałowała narzeczonego w policzek. Po
tym krótkim akcie miłości pociągnęła mężczyznę w stronę drzwi. Byli już
naprawdę sporo spóźnieni.
Wyszli pospiesznie z domu i od razu teleportowali się pod
podany przez Malfoya adres. Jeszcze nie mieli okazji odwiedzić Draco w jego
dopiero co wybudowanym domu. Właśnie dzisiejszego wieczora mieli zwiedzić
miejsce zamieszkania przyjaciela, gdyż ten kilka dni wcześniej zaprosił ich na
parapetówkę. Wiedzieli, że imprezy organizowane przez byłego Ślizgona były
niezapomnianie, więc nie mogli sobie odpuścić takiej okoliczności. Mimo
wszystko, Ginny miała dziwne uczucie, że kojarzy skądś adres, który podał
blondyn. Kompletnie zapomniała o tym, co mówiła jej przyjaciółka, gdy ta
odwiedziła ją w jej domku.
Gdy znaleźli się u bram domu Malfoya, Weasley od razu
przypomniała sobie rozmowę z Hermioną.
– No tak, przecież to było oczywiste! – powiedziała do siebie.
– Co było takie oczywiste? – zapytał zaciekawiony Teo.
– Nic, nic – speszyła się dziewczyna. Nie wiedziała, czy może mówić o tym
narzeczonemu. W końcu nie było wiadome, czy Draco już wie, kogo ma za sąsiadkę.
Nott pchnął czarną, kutą bramę, by wejść na posesję Malfoya.
Już ona zachwycała, więc coraz bardziej nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy
wnętrze domu. Brama zachwycała swoim artystycznym charakterem, nie była duża i
w niczym nie umywała się do bramy wejściowej na posesję Notta. Miała w sobie
jednak coś magicznego. W jej górnej części znajdowały się nieregularnie
poskręcane wzory, co odróżniało ją od typowych bram.
Teodor puścił swoją narzeczoną jako pierwszą i wszedł zaraz po niej,
zatrzaskując wejście. Oboje spojrzeli przed siebie i ujrzeli dom Malfoya w
pełnej okazałości. Był naprawdę duży, jeśliby porównać go do typowych domów,
typowych czarodziei. Ginny przeszła spokojnie po ścieżce ułożonej z kostki, aż
dotarła do drzwi wejściowych. Zapukała trzy razy i odczekała parę sekund. W tym
czasie dołączył do niej Nott i razem oczekiwali otwarcia drzwi przez
właściciela.
– Witamy w skromnej posiadłości pana Dracona Malfoya. – W drzwiach ukazał się
nie kto inny jak Blaise Zabini.
Para uśmiechnęła się do siebie i posłusznie weszła do środka. Znaleźli się w
dużym holu, a wtem przed nimi pojawił się Malfoy. Zdjęli buty oraz płaszcze i
przywitali się z właścicielem. Teodor podarował przyjacielowi butelkę Ognistej
Whisky i pogratulował mu tak pięknego domu.
– No, no Draco – powiedziała Ginny – nie mogę się nadziwić jak ktoś taki jak
ty, urządził TAKI dom.
– Taki, to znaczy? – zaśmiał się blondyn.
– Taki… gustowny – odpowiedziała Ruda z miną pełną zachwytu, a wszyscy
wybuchnęli śmiechem.
Malfoy poprowadził gości do salonu, który połączony był z
jadalnią. Na początek zaplanowana była kolacja, którą były Ślizgon sam
przygotował. Wszyscy bowiem wiedzieli, że oprócz tego, iż był mistrzem w przygotowywaniu
drinków, był również zapalonym amatorem gotowania. Draco zaprosił przyjaciół do
stołu, a gdy ci wygodnie zasiedli, ten zniknął w kuchni.
Gdy Ginny upewniła się, że Draco na pewno ich nie słyszy powiedziała mężczyznom
o tym, kto mieszka w sąsiedztwie Malfoya.
– Co? No, chyba nie mówisz poważnie – odrzekł Teo. – Draco nigdy nie zamieszkałby
w pobliżu Hermiony.
– Najwyraźniej nie wiedział, że tu mieszka. Uważam, że powinien ją zaprosić –
powiedziała stanowczo Weasley.
– Już sobie to wyobrażam, Smok w drzwiach Hermiony mówiący „Hej Granger, robię
parapetówkę, może wpadniesz na szklaneczkę wybornej Ognistej?” – zażartował
Blaise.
– On by tak nie powiedział. Ba, on by się nawet słowem do niej nie odezwał!
Jedyne co by zrobił, to popatrzył wymownie w stronę domu i odkaszlnął, jakby
się miała sama domyślić o co mu chodzi – odpowiedział Nott.
W tym momencie do salonu wszedł Draco, a zaraz za nim lewitowały potrawy. Jak
jeden mąż wszyscy zamilkli i uśmiechnęli się w stronę gospodarza.
– Mm, a cóż to za pyszności przygotował nasz Smoczek? – Zabini próbował jak
najszybciej zacząć jakiś temat, byleby tylko Malfoy nie zaczął wypytywać o czym
rozmawiali. Na szczęście blondyn zdawał się nie zauważać dziwnego zachowania
przyjaciół. Był zbyt zajęty podziwianiem swoich dzieł w postaci kilku dań,
które właśnie wylądowały na stole.
– Jest kilka sałatek, paszteciki, pieczeń wołowa, pieczone ziemniaki i wszystko
inne co widzicie przed sobą – wyjaśnił Draco.
Trójka gości ze zdziwieniem patrzyła na potrawy przygotowane przez
mężczyznę. Wyglądało to tak, jakby przez ostatni tydzień nie wychodził z
kuchni. Stół dosłownie uginał się pod ciężarem talerzy.
– Masz zamiar zaprosić jeszcze kogoś? – zapytał Teo patrząc wymownie na stół.
– Tak, całą narodową drużynę Quidditcha i przy okazji ludzi z trybun –
zachichotał Diabeł.
– Chciałem, żebyście mieli w czym wybierać. – Draco skrzyżował ręce na klatce
piersiowej. – Smacznego.
Wszyscy zgodnie musieli przyznać, że Malfoy gotował jak zawodowy kucharz. Każde
danie smakowało wybornie, aż się chciało sięgnąć po więcej, choć żołądki
kategorycznie im tego zabraniały. W końcu Ginny zebrała się na odwagę i
zapytała gospodarza dlaczego nie zaprosił Hermiony.
– A mam jakiś powód, żeby ją zapraszać?
– Jest twoją sąsiadką i mam wrażenie, że mimo, iż to ty ją zaprosisz, to z
chęcią przyjdzie – wyjaśniła.
– Nie ma takiej opcji, Weasley. – Draco zakończył temat.
Rozmowa może i się skończyła, ale Ginny postanowiła, że
skoro Draco nie chce iść po Hermionę, to sama ją przyprowadzi. Jak pomyślała,
tak zrobiła.
***
– Absolutnie, nie ma w ogóle takiej opcji, Ginny. Nie pójdę
tam – zaprotestowała Granger, gdy jej przyjaciółka po raz kolejny próbowała ją
namówić na wyjście do domu obok.
– Jak sobie chcesz – powiedziała na pozór smętnie rudowłosa i wstała, by
skierować swoje kroki w stronę sypialni byłej Gryfonki.
– A ty gdzie?! – zawołała za nią Hermiona, lecz ta kompletnie ją zignorowała.
Podeszła do szafy szatynki i zaczęła wyjmować po kolei
ubrania. W końcu, po dziesięciu minutach poszukiwań znalazła satysfakcjonujący
ją zestaw – łososiową bluzkę z prostym dekoltem i odkrytymi ramionami, czarne
spodnie oraz średniej wysokości szpilki. Wzięła ubrania pod pachę i wróciła do
siedzącej w salonie Hermiony.
– Wkładaj to – nakazała.
– Absolutnie się nie zgadzam.
– Ale mnie nie obchodzi, czy ty się zgadzasz czy nie. Masz iść i pójdziesz!
Tylko siedzisz w domu i nigdzie nie wychodzisz, z nikim się nie spotykasz! Zaczynam
się obawiać, że za niedługo pokryjesz się cała pajęczyną jak twoje meble.
Hermiona spojrzała na przyjaciółkę i wiedziała, że ta ma rację. Ostatnimi czasy
jedyną osobą jaką spotkała był ten cholerny Malfoy nad jeziorem. Przestała
chodzić do pracy, bo nie widziała w niej większego sensu i coraz bardziej
zastanawiała się nad jej porzuceniem. Już nawet miała przygotowane
wypowiedzenie. Chciała gdzieś wyjść, z kimś się spotkać, a Ginny nawet nie
miała pojęcia, jak kobieta ucieszyła się na jej propozycję. Nie chciała dać
tego po sobie poznać.
– Daj mi pięć minut – powiedziała biorąc od przyjaciółki ubrania.
Ginny uśmiechnęła się zwycięsko patrząc jak Hermiona znika
za drzwiami łazienki.
***
– Gdzie się podziała Weasley? – zapytał Draco, gdy razem z
dwoma przyjaciółmi rozsiedli się wygodnie na kanapie.
– Poszła do toalety – odpowiedział Teo. – Pewnie się zgubiła, może pójdę jej
poszukać.
Nott nie zdążył wstać, podczas gdy do salonu wkroczyła Ginny
wraz z Granger, która miała wyraz twarzy jakby zjadła tonę cytryny na raz.
Rudowłosa uśmiechnęła się złowieszczo do Malfoya i z dziką satysfakcją
patrzyła, jak jego wyraz twarzy zmienia się z neutralnego na wściekły.
– Hermiona! Jak miło znów cię widzieć – zawołał pierwszy
Blaise, by nieco rozluźnić atmosferę.
– Tak, mi ciebie też – uśmiechnęła się nieśmiało szatynka. – Nie chciałam…
– Czy możesz mi, kurwa Weasley, wyjaśnić co ONA tu robi? – przerwał wypowiedź
Granger, Draco.
– Stoi, nie zauważyłeś? – odpowiedziała sarkastycznie.
– To, że stoi to widzę, ale po jaką cholerę żeś ją tu sprowadziła?
Hermiona odchrząknęła, by sprowadzić na ziemię właściciela domu. Chciała mu dać
do zrozumienia, że też tu jest i wszystko słyszy.
– Chciałaś coś powiedzieć, Granger? – zapytał.
– Owszem, bardzo mi miło gościć w twojej posiadłości. Niezmiernie mi przykro z
powodu mojego zachowania podczas naszego ostatniego spotkania i nie zaproszenia
cię do mojego domu. Mam nadzieję, że mi wybaczysz – rzekła.
– Na mózg upadłaś?
– Może i upadłam, ja przynajmniej mam na co… – zripostowała odgarniając pasmo
włosów, które wpadało jej do oczu.
– To my może poczekamy w kuchni – zaproponował Teo.
– Nie! Dobra, niech już zostanie, jeśli wam to nie przeszkadza. – Wszyscy
zgodnie pokiwali głowami na znak aprobaty. – Jesteś głodna?
– Nie, jadłam dopiero co… – nie dokończyła, gdyż siłą
została zaciągnięta do stołu przez Ginny.
– Jedz – nakazała – wyglądasz jak trup.
Takim oto sposobem dwie byłe Gryfonki siedziały przy ogromnym
stole wypełnionym potrawami, zajadając się coraz to innymi daniami, w
międzyczasie plotkując. Zaś troje byłych wychowanków domu Salazara spokojnie
debatowało przy kominku ze szklankami z Ognistą Whisky w środku.
Po jakimś czasie Draco zaproponował, by przenieść się do
innego pomieszczenia, w którym ostatnio gościł Zabiniego. Hermiona bez
przekonania weszła do pokoju, a gdy zobaczyła wielki bar ciągnący się przez
całą długość ściany, już wiedziała, że to nie jest pomieszczenie dla niej.
– Spokojnie słońce – powiedziała Ginny widząc zmartwienie na
twarzy przyjaciółki. – Nie pozwolę, żeby Draco cię dziś upił.
Hermiona skinęła głową i wtem sobie przypomniała o liście Rona.
– Chciałabym porozmawiać – szepnęła. – Dostałam list od twojego brata.
Granger po krótce streściła Weasley list, a gdy skończyła
czekała na jakąkolwiek odpowiedź od niej.
– Jaki dupek – usłyszała, gdy wreszcie Ruda się odezwała.
– Kto taki? – zapytał Blaise słysząc dość głośną wypowiedź Ginny.
– Mój brat – powiedziała, zanim zdążyła pomyśleć, że Hermiona nie chciała, żeby
ktokolwiek o tym wiedział. Skinęła przepraszająco w stronę przyjaciółki. – Mój
cholerny brat stwierdził, że jednak nie kocha Pottera. Ha, on kocha Hermionę i
co najlepsze chce iść z nią na nasz ślub, Teo.
– I co w związku z tym? – nagabnął Draco, a Ginny dosłownie olśniło.
– No, że ja wcześniej na to nie wpadłam! – krzyknęła. – Pójdziecie razem!
***
– Zapomnij.
– Nie ma takiej opcji.
Ginny od ponad godziny próbowała przekonać ich do, według
niej, świetnego pomysłu. Nic jednak nie zwiastowało na to, iż którekolwiek
przystanie na jej propozycję. Uważała, że skoro oboje są świadkami, to i tak
wszystko będą musieli robić razem, więc nic nie stało na przeszkodzie, by na
ich ślub przyszli razem.
Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu jakiegokolwiek potwierdzenia, że jej
pomysł jest dobry. Nic jednak oprócz pijanych mężczyzn nie znalazła.
Zrezygnowana popatrzyła na obrażonych na nią Draco i Hermionę, po czym opuściła
swoje miejsce, by zaprowadzić swojego narzeczonego i Zabiniego do sypialni,
które zaproponował im Malfoy, jako miejsce do noclegu. Dwójka byłych Ślizgonów
korzystając z kłótni pozostałych, postanowili rzucić się w alkoholowy wir,
który zakończył się szybciej niż się zaczął.
– To na mnie też już czas – powiedziała Granger widząc, że w
została w pokoju sama z Malfoyem.
– Odprowadzę cię – odpowiedział po krótkim zastanowieniu smętnym głosem
mężczyzna.
– Poradzę sobie, mieszkam obok i nic mi się nie stanie jeśli przejdę sama te
kilkanaście metrów.
– Nie chcę mieć ciebie na sumieniu – skomentował krótko, po czym wstał patrząc
wyczekująco na kobietę. Ta niechętnie wstała i udała się w stronę holu, gdzie
zostawiła swój płaszcz. Spacer sam na sam z byłym Ślizgonem nie napawał ją
optymizmem.
Szli w milczeniu podziwiając każde swoje buty. W końcu
milczenie przerwała Hermiona.
– Nie uważam za dobry pomysł pójścia razem na ślub Teo i
Ginny.
– Mhm… – wymruczał Draco.
– Wiesz, miło było u ciebie – powiedziała szatynka w chwilowym przypływie
odwagi. – Masz ładny dom – dodała, po czym szybko zgromiła się za te słowa.
– Dzięki, ty też – uśmiechnął się Malfoy pod nosem.
– Ładny może i jest, ale jest w kompletnym rozpadzie. – Znów mówiła szybciej
niż myślała. Zapomniała, że rozmawia z Draconem Malfoyem, a przecież oni się
nienawidzili. – Okno samo mi się otwiera, z sufitu się sypie a schody skrzypią
w nocy przy chociażby lekkim podmuchu wiatru.
– Próbowałaś naprawić to magią? – zapytał głosem wolnym od złośliwości, które
zawsze się go trzymały. Ta rozmowa była naprawdę dziwna dla nich obojga. Nikt
nie wiedział jak to możliwe, że rozmawiają normalnie, kompletnie bez wyzwisk i
zgryźliwych uwag.
– Próbowałam, na to poradzi tu tylko remont – zaśmiała się smętnie. – Już
jesteśmy, dziękuję za to, że mnie odprowadziłeś.
Już miała wchodzić przez próg, gdy nagle Malfoy się odezwał.
– Pokaż mi to okno.
Cześć! Rozdział nieco dłuższy niż zazwyczaj, widzę, że wena wróciła na dobre. Bardzo mnie to cieszy. Zostawcie po sobie jakiś komentarz, będzie mi bardzo miło i zmotywuje do dalszego pisania :)
Woow! Czekam na kolejne ❤
OdpowiedzUsuńWierna fanka����
Nie rozumiem jak tak można. Zapraszać kogokolwiek do cudzego domu bez zgody właściciela. Nikt by sobie czegoś takiego nie życzył. Ja osobiście wywaliła bym obie bez względu na to czy to byłaby przyszła żona kolegi. Przecież to bezczelnośč.Ciekawe co by zrobiła gdyby jej tak wprowadzono kogoś kogo nie życzy sobie w swoich włościach? Ginny jest nad wyraz upierdliwa i lubi decydować o tym kto kogo ma lubieć itp. Nie lubię jej w tym opowiadaniu strasznie.
OdpowiedzUsuńZdumiało mnie jak szybko Malfoy się poddał a później odprowadził sąsiadkę i jeszcze postanowił sprawdzić okno. Ma nadzieję, że z dnia na dzień się nie zabiją. Nie da się zakochać w kimś od tak gdy nienawidziło się latami. By mogło dojść do tego trzeba kilku lat.
Ps. Oboje są jak pantoflarze. Ruda rozporządza i nikt nie umie się przeciwstawić, aż nie da się uwierzyć, że nie była Ślizgonką!